Obudziłam się około godziny szóstej, zdałam sobie sprawę, że spałam w ubraniu....no nieźle. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w leginsy i ciepły polar trzeba zaliczyć poranny trening. Wyszłam z hotelu, pogoda była idealna na bieganie, słońce i lekki mróz. Uwielbiałam taką aurę, wtedy najlepiej moim zdanie się biega. Sport w moim życiu jest bardzo ważny, jest dla mnie priorytetem. Jestem lekkoatletką, dyscyplina którą trenuje, a właściwie dyscypliny to, skok wzwyż i krótkie biegi sto metrów, dwieście. Lepiej mi idzie w skoku, ale ważniejsze są dla mnie biegi, w których nie ukrywam słabo mi idzie. W tym roku najważniejszą imprezą są dla mnie Mistrzostwa Świata Juniorów, będą to dla mnie ostatnie zawody tej rangi, ponieważ w tym roku skończę dziewiętnaście lat i nie będę kwalifikowała się już do nich wiekowa. Pokładam wielkie nadzieje na te zawody i nie tylko ja, czuję że ciąży na mnie duża presja. Rodzice tego może nie okazują, ale ja to czuję. Nie mogę ich zawieść po raz kolejny, muszę coś ugrać na tych mistrzostwach. Biegłam tak słuchając mojej ulubionej playlisty i rozmyślając. Tak naprawdę moje życie opiera się tylko na wiecznych treningach, chciałabym sporadycznie mieć czas tylko dla siebie, ale nie mogę jeszcze w tym roku zdaję maturę. Nauka jest dla mnie najważniejsza zaraz po sporcie, bo przecież gdyby odpukać złapałabym jakąś poważną kontuzję i nie mogła dalej trenować to zostaje z niczym.
Nie oddalałam się za bardzo od hotelu, ponieważ nie znam tych terenów i za pewne z moim szczęściem zgubiłabym się. Po trzydziestu minutach biegu wróciłam do pensjonatu. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu miałam jedną wiadomość od Kamila, a treść brzmiała: ''Za 15 minut, zejdź do stołówki. Śniadanko czeka! :)''. Ogarnęłam się szybo, przebrałam w normalne ubranie i zeszłam na dół, byli tam wszyscy skoczkowie dosłownie wszyscy, panował niesamowity gwar. Szukałam wzrokiem naszych i w pewnej chwil zobaczyłam, że ktoś do mnie macha, był to Piotrek. Ruszyłam w ich stronę, miałam wrażenie że większość skoczków się na mnie patrzy. Ej, Laura nie jesteś pępkiem świata, skarciłam się w myślach. Zajęłam miejsce obok Kamila.
-Siema, jak się spało?-zagadnął Klimek, chyba zapomniał już o wczorajszym incydencie.
-Bardzo dobrze.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-A tak w ogóle to jaki cudem wyrobiłaś się tak szybko-zapytał Kamil. Zna mnie na wylot, skubany.
-No bo wstałam trochę wcześniej i poszłam pobiegać.
-Boże, ale ja jestem głupi. Jak ci idą treningi?-zadał pytanie Piotrek, no i tego się obawiałam. Nie lubię opowiadać o treningach, nie lubię po prostu o tym rozmawiać.
-Okey, jakoś daję radę.-odpowiedziałam i posłałam mu wymuszony uśmiech. Zapadła krępująca cisza, to znaczy nie do końca, bo na stołówce panował gwar.
-Ej, Laura! Ten młody, jak mu tam.....aa Wellinger, gapi się na ciebie, hehehe chyba ktoś tu komuś wpadł w oko!-prawie krzyknął Piotrek. Spojrzałam w jego stronę, faktycznie chłopaka mi się przyglądał, teraz wie że jestem związana z polskimi skoczkami. Ten wzrok był co najmniej dziwny, patrzył na mnie jakbym dopiero co spadła z kosmosu.
-Nie na mnie tylko na Kamila.
-Nie wciskaj mi młoda kitu, ten niewyżyty samiec patrzy się na ciebie jak byś była czymś do zjedzenia. Hehee też patrzyłem tak na swoją żonę jak ją pierwszy raz zobaczyłem, achhh to były czasy.-zaczęłam się śmiać, on mnie przeraża, jaki niewyżyty samiec o co mu chodzi?
-Piotrek ty coś brałeś? Ale rzeczywiście ten typ się w ciebie wgapia.-jeszcze Kamil zaczął, boże to nie moja wina że Andreas jest jakiś upośledzony.
-Macie problemy z psychiką. Czy mogę zjeść spokojne śniadanie?-zapytała, chciała żeby jak najszybciej zakończyć temat wychudzonego tyłka Wellingera i jego wgapiania się we mnie.
-Dobra, dobra. -powiedział Kamil. Zjadłam jedną kanapkę i od razu zrobiło mi się nie dobrze jak zwykle zresztą. Czy ja nie mogę być normalna, nie lubię jeść śniadanie, bo mnie po nim mdli, ale to chyba w genach odziedziczyłam bo tata również ma tą przypadłość.
Rozejrzałam się po sali wzrokiem znalazłam Michaela, patrzył się tępo w talerz jakby się nad czymś zastanawiał, pewnie koncentruje się przed treningiem. Następnie popatrzyłam na resztę drużyny Austrii, wszyscy byli pogrążeni w ożywionej rozmowie, jakby się czymś zachwycali....faceci, pewnie któryś kupił sobie nowe auto. Tylko Michael taki przybity, nagle nasze wzroki się spotkały. Posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam i od razu spojrzałam w inną stronę. Chciałam odejść od stołu, lecz Kamil mnie zatrzymał.
-A gdzie ty się wybierasz?-zdał pytanie.
-Idę się przewietrzyć, duszno tu trochę.
-Tylko uważaj na siebie.- tak bo jestem małą dziewczynką, na którą zagrożenie czeka na każdym rogu. Czasem niepokoi mnie ta jego opiekuńczość.
-Spoko.- bąknęłam na odczepne, dobrze wiedział że nie lubię jak traktuje się mnie jak małą dziewczynką. Zachowanie taty mi wystarczy, który nadal uważa że mam czternaście lat.
Wyszłam na taras słońce otuliło moją twarz, zamknęła oczy i po prostu tak stałam nie zważając na kompletnie na nic. Czułam powiew lekkiego wiatru, było idealnie aż do momentu gdy usłyszałam czyjś głos.
-Nie jest ci zimno, jesteś w samej bluzie, a tu jest jakieś minus piętnaście stopni.- rozpoznałam ten głos w jednej chwil otworzyłam oczy i spojrzałam na tego osobnika. Był to Michael, patrzył na mnie z troską, martwił się? Nie, to na pewno nie to.
-Jak widzisz nie trzęsę się z zimna, więc jest okey.-mówiąc to posłałam mu lekki uśmiech.
-Widzę, że dzisiaj jesteś w lepszym humorze.-wyczułam w jego głosie irytację? Nie ogarniam tego chłopaka, to źle że jestem miła?
-Wyspałam się nareszcie.-rzekłam patrząc się prosto przed siebie.
-Chociaż ty, ja miałem pobudkę o szóstej rano, ciężkie jest życie sportowca.- powiedział na co ja uśmiechnęłam się pod nosem, halo przecież ja też wstałam o szóstej.
-Z pewnością jest ciężkie.
-Wątpisz w to? Zapytaj się swojego brata jak to jest żyć ciągle na walizkach.-wycedził, coś mi się wydaję, że ktoś tu wstał lewą nogą.
-Myślę, że nie będzie takiej potrzeby.-nie rozumiem czemu na mnie naskoczył...zresztą sama wiem jakie jest życie ''sportowca'' nikt mi nie musi tłumaczyć jak to jest.
-Przepraszam, zawsze się tak zachowuję przed zawodami. Jeszcze to jest Turniej Czterech Skoczni to tym bardziej mnie wszystko wkurza.
-Denerwujesz się przed zawodami?-spytałam, byłam dość zaskoczona tym faktem. Światowe sławy skoczek i stres wydaje mi się, że to towarzyszy tylko tym nie doświadczonym skoczkom.
-Nawet nie wiesz jak bardzo, tak wiem wydaje ci się to dziwne, ale ja już tak mam nie umiem spokojnie podejść do konkursu.
-To chyba dobrze, że mobilizujesz się na zawody i chcesz jak najlepszy skok oddać.-rzekłam spoglądając na niego.
-Gdyby to nie był stres blokując.
-To ja się boję jak byś skakał gdyby cię nic nie blokowało.-na moje słowa wybuchł niepohamowanym śmiechem, a ja mu zawtórowałam.
-No na pewno bym każdą skocznie przeskoczył.
-Jeszcze byś się zabił to lepiej chyba jak cię trochę blokuje.
-Fakt.-rzekł nie przestając się śmiać.`
-A tak na poważnie to popracuj może z psychologiem, wiem z własnego doświadczenia, że rozmowy z nim pomagają bardzo.
-Nie wiem może tobie łatwo jest rozmawiać o twoich problemach z obcą osobą, ale ja tak nie umiem.
-Przecież mi o tym powiedziałeś, a ja jestem dla ciebie obcą osobą.-gdy to powiedziałam nastała tak zwana krepująca cisza, Michi spojrzał na mnie i posłał mi lekki uśmiech.
-Najwidoczniej nie jesteś mi tak całkowicie obca.- popatrzyłam mu prosto w oczy są takie hipnotyzujące. Staliśmy tak przez dłuższą chwile wpatrując się w siebie gdy nagle ktoś zawołał.
-Michael tu jesteś! A ja cię tyle szukałem, mamy za trzydzieści minut znaleźć się w szatni. Czy ty zawsze musisz gdzieś łazić?!-nadawcą tego głosu był Kraft.
-Okey, a tak w ogóle to ja nigdzie nie łażę ciągle tutaj byłem.-rzekł Hayboeck. Spojrzenie Stefana powędrowało na mnie.
- Cześć Laura! I wszystko się wyjaśniło dlaczego byłeś taki grzeczny i nigdzie się nie włóczyłeś.
-Cześć.-odpowiedziałam.
-Halo...przecież zawsze jestem grzeczny.-ogryzł się Michi.
-Takie bajeczki to możesz wciskać swojej mamie. Słuchaj Laura, ja ci nie radzę się z nim zadawać, bo z niego to niezłe ziółko jest on tylko tak grzecznie wygląda.-mówiąc to puścił mi oczko.
-Kraft, chyba nie chcesz żebym zdradził kilka szczegółów z naszych imprez?
-Ja chętnie posłucham.-odezwałam się w końcu.
-Uwierz mi Michi koteczku, że ty też nie chcesz żebym zdradził twoich sekretów z imprez.-patrzyłam na nich z politowaniem, chyba nie chce słuchać o wyrywaniu panienek i o całonocnym chlaniu.
-Dobra zamknij się, dziewczyna przez ciebie jest w szoku i co się dziwić, że nas nie lubią jak ty zawsze siejesz postrach wśród ludzi.- ale oni są pieprznięci, jezu ja bym z nimi dnia jednego nie wytrzymała.
-Mam ci przypomnieć jak mi kiedyś spłoszyłeś laskę swoimi żartami i twarzą?
-Yyyy...chłopaki ja będę szła, booo...wiecie muszę.....będą się martwili.-próbowałam się jakoś wymigać.
-Sratata nigdzie nie musisz iść, wyczuwam tu kłamstwo na kilometr, ale za to Stefan już musi lecieć, prawda.-rzekł Michael.
-Dobra nie unoś się już tak, nie powiem nic o imprezowych grzeszkach twemu obiektowi westchnień.- powiedział Stefan, na co drugi spiorunował go spojrzeniem. Ten Kraft to ma nierówno pod sufitem, ale sprawia wrażenie sympatycznego chłopaka.
-Możesz w końcu przestać gadać głupoty, pomyśl co Laura teraz o tobie myśli.
-Hmmm...pewnie, że jestem mega przystojny i chętnie by mnie schrupała.-na te słowa wybuchłam perlistym śmiechem.
-Od wczoraj o tym myślę.-mówiąc to poruszyłam znacząco brwiami.
-Wiedziałem, że się nie oprzesz mojemu urokowi osobistemu, ale przepraszam cię jestem już w związku z Michaelem.-resztkami sił powstrzymywałam się od śmiechu, chłopak jest nie możliwy. Reszta naszej rozmowy skupiła się na nabijaniu z Michaela przez Stefana miałam niezły ubaw z nich. Dowiedziałam się kilku zaskakujących rzeczy na przykład, że Michi w dzieciństwie wstydził się bardzo dziewczyny i dlatego ma teraz trudności z nawiązywanie jakichkolwiek znajomości z kobietami w co nie bardzo wieżę. Śmieszne, ze mną jakoś normalnie rozmawia...ach wiem pewnie jestem dla niego jeszcze gówniarą, a nie kobietą trudno jakoś to przeżyje.Niestety musieliśmy zakończyć nasze pogaduszki, ponieważ chłopaki musieli iść na spotkanie z trenerem, a ja odnaleźć kogoś z naszych. Stefan po nie długiej rozmowie zyskał moją sympatię, chłopak jest bardzo pozytywny i bije od niego ciepło.
Po kilku minutach poszukiwań namierzyłam rozgrzewającego się Janka, na moje nieszczęście obok byli Niemcy, a z nim znienawidzony pan Wellinger. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę Janka, postanowiłam udać, że nie widzę Andreasa.
-Janeeeek, gdzie wy się wszyscy podziewaliście szukałam was przez dobre dwadzieścia minut.
-Trzeba było nie romansować z Austryjakami to byś wiedziała gdzie jesteśmy.-rzekł i puścił do mnie oczko. Zauważyłam kątem oka, że Wellinger się na mnie popatrzył, a potem roześmiał i jego koledzy mu zawtórowali. Może brudna jestem czy coś...
-Ja romansowałam? Janku ja nie mogłabym cie zdradzić!-powiedziałam teatralnym tonem.
-Przecież wiem kotku ja tylko żartowałem.-mówiąc to podszedł do mnie i mnie przytuliło, ale po tej czułości Janka Niemcy wybuchli jeszcze głośniejszym śmiechem.-A tak w ogóle jak tam twój Andi-dodał ściszonym głosem gdy udało mi się oswobodzić z jego objęć.
-Jak widzisz się odczepił czyli jest okey. Macie teraz jakiś trening?-zapytałam.
-Tak, dzisiaj mamy cztery treningi.
-Aaa to ja idę sobie usiąść, nie będę ci przeszkadzać w rozgrzewce.
-Czekaj...zagraj ze mną w siatkówkę proszę, proszę.-o nie na pewno nie będę się ośmieszać.
-Janeeeek, nie możesz zagrać z chłopakami ja się do tego nie nadaje.-próbowałam się jakoś wykręcić.
-Wszystkich gdzieś wywiało. Ty się nie nadajesz? Przecież wiem, że jesteś wysportowana, bo trenujesz biegi i chyba skok wzwyż także proszę mi tu nie wmawiać głupot jakiś. Zresztą każdy umie odbić piłkę.-no i mnie znokautował tym monologiem, nie miałam argumentów aby jakoś uniknąć gry, trudno najwyżej się zbłaźnię. Odbijaliśmy sobie spokojnie piłkę, zawszę lubiłam grać w siatkówkę, ale z braku czasu dawno tego nie robiłam i dlatego bałam się, że zapomniałam jak się w ogóle gra.
-A podobno się do tego nie nadajesz.-odezwał się Janek.
-Bo się nie nadaje.-rzekłam
-Możemy się dołączyć?-nagle zapytał ktoś po niemiecku, był to Richard Freitag, oni chcą z nami grać? Zauważyłam, że obok niego stał Wellinger i jeszcze kilku innych Niemców, o nie ja z nimi na pewno nie będę grała. Patrzyłam na nich jak na jakiś odludków.
-No pewne że możecie.-po chwil odpowiedział Janek i ty przeciwko mnie, myślałam że mogę na ciebie liczyć. Spojrzałam wymownie na Polaka, a ten tylko wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
-O widzisz Janek teraz masz z kim grać ja pójdę sobie posiedzieć.- Laura jesteś na prawdę mądra, jestem z ciebie dumna. Uśmiechnęłam się do swoich myśli.
-Nie chcesz z nami zagrać?-zapytał Wellinger...pfff bardziej stwierdził niż zapytał.
-Nie po prostu nie lubię, a Janek mnie poprosił i mu uległam.-rzekłam pewnie
-My też cię prosimy, nam nie ulegniesz?-ten chłopak mnie doprowadza do szewskiej pasji, co za typ.
-Daruj sobie te tanie tekściki.-powiedziała ze złością, Freitag parsknął śmiechem.
-Andi opanuj się jak dziewczyna nie chce grać niech nie gra-rzekł spokojnie Kraus.
-O co ci chodzi Marinus? A zresztą jeszcze sobie połamie lala paznokietki i ją jej chłoptaś nie będzie chciał.-po tych słowach zagotowało się we mnie i kątem oka zobaczyłam, że w Janku również.
-Zachowujesz się jak jakieś dziecko Wellinger. To, że cię dziewczyna olała nie znaczy, że możesz sobie nią teraz pomiatać.-powiedział Janek.
-Dobrze się dobraliście obydwoje jesteście nie normalni.-on uważa, że Janek jest moim chłopakiem...co za idiota ja nie wieże, że można być tak popieprzonym.
-Jesteś głupszy niż ustawa przewiduję.-rzekłam rechocząc ze śmiechu. Jasiek zrobił bardzo poważną minę jakby miał kogoś zabić, jeszcze brakuje żaby tu do bójki doszło.
-Dla twojej wiadomości idioto Laura nie jest moją dziewczyną.-mina Wellingera była bezcenna.
-Dobra stary, zapomnij.-powiedział szeptem Marinus. Nie chciało mi się już ich słuchać, więc opuściłam to zacne towarzystwo i udałam się w stronę domków skoczków.
Większość treningu przesiedziałam na ławce. Skok Kamila nie budził żadnych zastrzeżeń, przynajmniej dla mnie był długi i wykonany w dobrym stylu, powrót mistrza. Widziałam, że te soki dają mu ogromną radość. Reszta drużyny też spisywała się nieźle co mnie bardzo ciszyło. Kamil wystąpił w jeszcze jednym treningu i razem z trenerem uznali, że na dzisiaj już wystarczy skoków inni musieli jeszcze oddać po dwa skoki. Ukochany brat postanowił mnie oprowadzić trochę po Obersdorfie jest to bardzo malownicze miasteczko. Weszliśmy do jakieś przytulnej kawiarenki panowała tam bardzo rodzinna atmosfera, przez chwile poczułam się znowu jak mała dziewczynka kiedy to razem z Kamilem w zimowe dni graliśmy w karty i tak po prostu rozmawialiśmy o swoich ''poważnych'' sprawach,
-Co ty taka małomówna?-zagadnął.
-Brakuje mi ciebie, brakuje mi naszego dzieciństwa.
-Lauraaa, co cię tak zebrało dzisiaj. Zawsze chciałaś być dorosłą.
-Odechciało mi się.
-Od jakiegoś czasu widzę, że dzieje się z tobą coś niepokojącego, mów co jest.
-Nic. To znaczy nie wiem, nic mnie ostatnio nie cieszy...
-Jesteś po prostu przemęczona tym wszystkim wiem ile z siebie dajesz na treningach i do tego dochodzi nauka, rozumiem cię. Dlatego tak bardzo chciałem abyś trochę odpoczęła od tego i ze mną tu przyjechała.
-Dziękuje.
-Za co? Co ty dzisiaj jesteś taka miła, halo, halo ktoś mi podmienił siostrę!
-A ty za to jesteś złośliwy.
-Ja złośliwy?! Siostrzyczko o co ty mnie posądzasz?
-Kamil...skończ już. Jak noga?
-Nawet nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze nie czuje żadnego bólu. A skoki dają mi teraz tyle radości, że chyba nigdy nie byłem taki szczęśliwy.
-No to super, teraz tylko wygrywać.
-Tak, tak. A jak w ogóle zapoznałaś się z jakimś skoczkami?-musisz akurat o to pytać pomyślałam.
-Dobrze poznałam kilku nawet sympatycznych.
-No doszły mnie słuchy, że często jesteś widywana z Hayboeckiem
-Spokojnie nie sypiam z nim jeszcze.
-Jeszcze?!
-I nie mam zamiaru, po protu polubiłam go i tyle.
-Żeby mi z tego lubienia dzieci nie było.-pogroził palcem.
-Dobrze tato.
-Jutro sylwester jak go zamierzasz spędzić?
-Normalnie, nie mam ochoty na świętowanie ani żadne imprezy, a przecież wy nie możecie więc sama mam się bawić?
-To, że nie możemy to nie oznacza, że się nie bawimy. Zawsze wspólnie ze wszystkim skoczkami obchodzimy nowy rok, może nie do czwartej rano, ale trochę możemy się pobawić przecież. Czuj się zaproszona i nie przyjmuje sprzeciwów.
-Kamil....proszę ja...jaa... ich nie znam...
-Nas znasz, Michaela też i pewnie jeszcze kilku, a jak nie to poznasz.
-Kiedyś cię zabiję.
-Też cię kocham.-wysłał mi w powietrzu buziaka-ale teraz musimy już wracać muszę się zregenerować na jutro.
Żaby mi się tak chciało jak mi się nie chce iść na tą ''super'' imprezę. Z Kamilem nie wygram muszę iść...o jezu, zapomniałam....W CO JA SIĘ UBIORĘ? Nawet nie wiem jak mam się ubrać, nie wiem czy tak bardziej na luzie....muszę się kogoś poradzić. Mamoo pomóż! Laura jesteś genialna, przecież masz Maćka on się umie gustownie ubrać i na pewno był na tego typu ''potańcówkach''. Maciej!! Gdzie jesteś, kochanie!! Muszę go jak najszybciej znaleźć, bo jutro na pewno nie będzie miał czasu mi doradzić. Kwalifikację i pewnie spotkanie z trenerem jutro będzie za mało czasu. Kamil poszedł do hotelu, a ja udałam się w poszukiwaniu Maćka, po kilku minutach poszukiwań rozpoznałam jego sylwetkę w tłumie. Szybkim krokiem do niego podeszłam, nie zważając na osoby które koło niego stoją. Gdy mnie ujrzał od razu się uśmiechnął.
-Maciek jesteś moją ostatnią deską ratunku to sprawa życia i śmierci musisz mi pomóc.-spojrzał na mnie podejrzliwie, teraz dopiero zauważyłam, że w tym tłumie jest team Austrii. Całe szczęście, że powiedziałam to do niego w języku ojczystym.
-W czym rzecz?-zapytał po chwil.
-Bo mam pewien problem, Kamil kazał mi przyjść na tą waszą super, mega imprezę sylwestrową i ja kompletnie nie wiem jak mam się ubrać czy tak normalnie jak na co dzień, czy może troszkę bardziej elegancko?-mina Maćka była nie zastąpiona, a gdy doszło do niego to co powiedziałam zaczął się dusić ze śmiechu, ups chyba się zbłaźniłam.-yyy...no zapomnij, że pytałam.
-Nie no spoko, nie rozśmieszyło mnie to pytanie mi to nawet pochlebia, że pytasz się mnie w co masz się ubrać, ale ta twoja desperacja w głosie była bezcenna.-a jednak nie myśli o mnie tak źle.
-Uchhh...a już myślałam, że będziesz miał przez cały tydzień ze mnie ubaw.
-To normalne, że kobieta nie wie w co się ubrać. A co do tego stroju to na luzie, ale nie chodzi mi w tym momencie o dresy. -Austryjacy słuchali nas z zaciekawieniem chociaż podejrzewam, że żaden z nich nic, a nic nie rozumiał.
-Jesteś wielki, uratowałeś mi życie, dziękuje.
-Spoko wpadnę do ciebie jeszcze i ocenie czy dobrze wybrałaś.-mówiąc to puścił mi oczko.
-Okey, dobra idę bo trochę zmarzłam.
Udałam się do mojego pokoju, postanowiłam trochę go ogarnąć, bo panował w nim straszny bałagan, a skoro ma tu przyjść Maciek to muszę zachować chociaż pozory porządku. Sprzątanie zajęło mi mniej niż pięć minut, szybko się uwinęłam. Położyłam się na świeżutko pościelonym łóżku próbując się odprężyć, Po jakiś piętnastu minutach usłyszałam ciche pukanie do drzwi, byłam pewna, że to Kot więc otworzyłam pewnie drzwi. Jakie było moje zaskoczenie gdy ujrzałam w nich nie kogo innego jak......jaśnie pana Wellingera we własnej osobie, co ten dupek jeszcze ode mnie chce.
-Cześć mogę wejść.-zapytał, ale to nie był ten sam pewien głos, ten był bardziej delikatny? Nieee to złe określenie....był wypełniony po brzegi skruchą? Nie mogłam za cholerę go odczytać...
-Jeśli musisz.-powiedziałam bez żadnych emocji i zrobiłam mu miejsce w przejściu.-Więc czego ode mnie chcesz?
-Noo...noo..chciałbym...noo wiesz....przeprosić.-tego to ja się w najbardziej fantastycznych snach nie spodziewałam....Andreas mnie przeprasza....czy ja ogłuchłam.
-Mógłbyś powtórzyć, bo chyba coś mi padło na słuch.
-Chciałbym cię przeprosić za moje dzisiejsze jak i wczorajsze postępowanie. Zachowałem się jak gówniarz i nie ma nic na swoje usprawiedliwienie, nie wiem dlaczego tak czyniłem...jestem dupkiem, możesz mi nie wybaczyć zrozumiem.- Z A M U R O W A Ł O mnie, dosłownie. Patrzyłam się na niego z otwartymi ustami.
-Czy ty się dobrze czujesz?-zapytałam w końcu.
-Uwierz nie robię sobie teraz żartów. Jeszcze raz przepraszam, wybaczysz?
-Okey....wybaczam, ale powiedz mi co się stało, że nagle się tak zmieniłeś? Słońce ci przygrzało w głowę, czy może piłką się uderzyłeś albo wiem masz sobowtóra?
-Nic z tych rzeczy...po prostu przemyślałem, że zachowuje się jak szczeniak i nic sobą ciekawego nie reprezentuje. Wiesz ja ogólnie to nigdy taki nie jestem tylko przy ładnych dziewczynach udaje wielkiego maczo...no, ale ty nie jesteś z tych, które nabiorą się na moje sztuczki.
-Masz rację nie nabiorę się na tego typu sztuczki.
-Jeszcze raz przepraszam.
-Spoko już wybaczyłam.
-Aaa wiem zapomniałem o czymś.
-O czym?-zapytałam podejrzliwie.
-Mam coś dla ciebie, postanowiłem się zrehabilitować i w zamian za te wszystkie nie przyjemne słowa i sytuacje osłodzę ci trochę życie.-mówiąc to wyjął zza pleców dwa pudełka na jedzenie.
-Co to.-wskazałam palcem na pakunek.
-Strudel z jabłkami, tylko proszę nie mów, że jesteś na diecie, a zresztą przydałby ci się trochę przytyć, bo znikniesz.
-Nie bardzo jestem głodna, jadłam obiad....kolacji przeważnie nie jem...
-Bo się obrażę, a nie bój się nie będziesz jadła sam mam też dla siebie. Moja mama robiła jak nie zjesz to się obrazi.-powiedziawszy to posłał mi pełen ciepła uśmiech.
-No dobra, alee...jak pójdziesz mi po herbatę z cytryną.-wyszczerzyłam się.
-Pff...co to za wymagania....dobra pójdę już, znaj moje dobre serce.-wybiegł z mojego pokoju w podskokach, co ja najlepszego robię...rozmawiam sobie na luzie z Wellingerem. Popieprzyło mnie już do końca...ale on wydaje się całkiem spoko. Miły, sympatyczny do tego jeszcze przyniósł mi mały deser i jeszcze poszedł bo herbatę. Może to tylko tak maska, muszę być czujna, bo inaczej dam mu się omamić. Po chwili Welli był już z dwoma herbatami.
-Dziękuje.-rzekłam wysyłając mu promienny uśmiech.
-Polecam się na przyszłość.
-Uważaj co mówisz, bo zacznę cie wykorzystywać.
-Nie mam nic przeciwko, a teraz proszę brać się do jedzenia, bo się śmiertelnie obrażę.-powiedział teatralnie poważnym głosem.
-Okey, okey. Smacznego!
-Wzajemnie i widzę wszystko zjedzone.
Jedząc rozmawialiśmy między innymi o szkole on również zdaję maturę w tym roku i też musi się przyłożyć do nauki chociaż nigdy prymusem nie był. Opowiedział mi o swoich siostrach, a ja mu o Kamilu. Dowiedziałam się, że mamy wiele wspólnego na przykład oby dwoje nie lubimy matematyki i słodkich napoi. Na prawdę rozmawiało mi się z nim bardzo dobrze i byłam przy nim taka wyluzowana jak nigdy, może dlatego, że jest moim rówieśnikiem.
-Mam pewne pytanie. Masz chłopak? Bez żadnych podtekstów po prostu chce wiedzieć czy kiedyś jakiś paker zawita do mnie do domu i mi obije mordę, bo rozmawiałem z jego dziewczyną.
-Nie mam, możesz być spokojny o swoją piękną twarz.
-Mmmm..uważasz, że mam piękną twarz.-poruszył znacząco brwiami.
-To był sarkazm koteczku.
-A już miałem nadziej, że polecisz na moje błękitne oczka. Połowa nastolatek piszczy na ich widok.
-Tylko połowa?!-udałam zaskoczoną.
-Haha...bardzo śmieszne...nie odzywaj się do mnie. Teraz już nie będzie miał kto ci przynosić herbatek...
-Oj tam ktoś się na pewno znajdzie.-gdy to mówiłam, ktoś zapukał do drzwi...cholera Maciek całkiem o nim zapomniałam.
-Ooo jak szybko się znalazł i co już mnie nie potrzebujesz.
-To tylko Maciek...miał mi w czymś pomóc.-otworzyłam szybkim ruchem drzwi.
-Jak obiecałem tak jestem!-rzekł Maciek, ale gdy ujrzał Andreasa dodał- Ooo a widzę, że ty masz gościa to może ja nie będę wam przeszkadzał wpadnę potem albo jutro.
-Wchodź, a nie będziesz gadał.
-Właśnie, a ja i tak już wychodzę. Cześć.-rzekł Welli, po chwili dodając patrząc tylko w moją stronę-Do zobaczenia Laura.
-Cześć.-i już go nie było.
-Możesz mi wytłumaczyć co tu robił Wellinger, przecież ty mówiłaś, że go nie lubisz. Słyszałem o dzisiejszej akcji od Janka.-westchnęłam.
-Przyszedł mnie przeprosić, obiecał, że już nie będzie zachowywał się jak szczeniak więc mu wybaczyłam.
-Spoko, nie wnikam. Tylko uważaj na niego, okey.
-Wiem, że muszę na niego uważać.
-Dobrze, że przynajmniej masz świadomość. No więc pokaż mi jakie masz ciuszki, trzeba coś wystrzałowego wybrać.
Ponad pół godziny szukaliśmy idealnego ubrania dla mnie, najgorsze było to, że prawie wszystkie ubrania jakie miałam były to ubrania sportowe, dresy, bluzy itp. Nie było za bardzo z czego wybierać, ale jakoś wspólnymi siłami daliśmy radę. Postawiliśmy na dżinsy i koszule bez rękawów. To najbardziej pasujące ciuchy na tą okazję jakie miałam przy sobie.
-Ja nie rozumiem, jesteś kobietą, a w twojej torbie są same dresy. Co z tobą nie tak?-zapytał ironicznie Maciek.
-Nie mam kiedy chodzi w innych ciuchach niż dresy.
-No tak...treningi całkiem zapomniałem, że ty coś trenujesz, wybacz.
-Spoko, tylko nie mów tego nikomu z poza naszej kadry, nie chcę głupich plotek.
-Jakich głupich plotek?
-No, że brat to już jest podwójnym mistrzem olimpijskim, a jego siostrzyczka nawet nie ma medalu z MŚJ.
-Jak będziesz się takim komentarzami przejmować to ty się wykończysz. Przecież to normalne. że jesteś wystawiona pod opinię publiczną. Nawet nie wiesz co na mój temat piszą po nie udanych zawodach.
-Ale to co jest na mój temat to czysta prawda, nic nie zdobyłam.
-Nie wieże, że nic nie zdobyłaś. A o ile dobrze mi wiadomo to ty jesteś Mistrzynią Polski do dwudziestu jeden lat w skoku wzwyż, prawda.
-Wielkie mi osiągnięcie.
-Jestem pewien, że połowa sportsmenek chciało by być na twoim miejscu. Ty jesteś utalentowana i bardzo młoda, nic ci nie stoi na przeszkodzie. Może wyłącznie twoja psychika, która podpowiada ci, że musisz dorównać osiągnięciami Kamilowi, prawda?
-Po nie kont masz rację, ale...
-Żadne, ale jesteś dobra i tyle masz przed sobą wielką przyszłość. A teraz muszę już się zmywać, bo jutro wcześnie pobudka i jeszcze do tego jak to określiłaś....a wiem super, mega impreza sylwestrowa, trzeba się na ten melanż wyspać. Słodkich snów, mała. Pa.
-Pa.
Po wyjściu Maćka zadzwoniłam do mamy, dowiedziałam się, że wszystko okey w domu. Wzięłam prysznic, a potem odpłynęłam do krainy Morfeusza.
____________________________________________
BUMMMMMMMMMM! Po długiej nieobecności powracamy razem z Laurą i skoczkami. Na początek kilka słów usprawiedliwienia...a więc nie było mnie tak długo ponieważ mam bardzooo dużo obowiązków w szkole do tego pojechałam na 4 dniowy wyjazd w góry i byłam odłączona od współczesnego świata, do tego brak weny ciągle mnie nękał...Nie wiedziałam jak zabrać się za ten drugi rozdział, ale myślę, że już wyszłam na prostą i wszystko będzie okey....
Rozdział średnio mi się podoba....z góry przepraszam za wszystkie błędy itp.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ