piątek, 13 marca 2015

Rozdział 2 ''Spokojnie jeszcze z nim nie spałam...''

Zaraz kogoś ukatrupię, nieważne czy do moich drzwi puka sam Dicaprio. Otworzyłam wejście i przed nim stała obsłucha hotelowa, na całe szczęście nie zaczęłam od razu wrzeszczeć tak jak to zrobiłam gdy Janek i Maciek do mnie przyszli. Grzecznie powiedziałam, że nic nie potrzebuje dając mu do zrozumienia żeby jak najszybciej sobie poszedł. Ległam na łóżko i nie opuszczałam go aż do rana.
Obudziłam się około godziny szóstej, zdałam sobie sprawę, że spałam w ubraniu....no nieźle. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w leginsy i ciepły polar trzeba zaliczyć poranny trening. Wyszłam z hotelu, pogoda była idealna na bieganie, słońce i lekki mróz. Uwielbiałam taką aurę, wtedy najlepiej moim zdanie się biega. Sport w moim życiu jest bardzo ważny, jest dla mnie priorytetem. Jestem lekkoatletką, dyscyplina którą trenuje, a właściwie dyscypliny to, skok wzwyż i krótkie biegi sto metrów, dwieście. Lepiej mi idzie w skoku, ale ważniejsze są dla mnie biegi, w których nie ukrywam słabo mi idzie. W tym roku najważniejszą imprezą są dla mnie Mistrzostwa Świata Juniorów, będą to dla mnie ostatnie zawody tej rangi, ponieważ w tym roku skończę dziewiętnaście lat i nie będę kwalifikowała się już do nich wiekowa. Pokładam wielkie nadzieje na te zawody i nie tylko ja, czuję że ciąży na mnie duża presja. Rodzice tego może nie okazują, ale ja to czuję. Nie mogę ich zawieść po raz kolejny, muszę coś ugrać na tych mistrzostwach. Biegłam tak słuchając mojej ulubionej playlisty i rozmyślając. Tak naprawdę moje życie opiera się tylko na wiecznych treningach, chciałabym sporadycznie mieć czas tylko dla siebie, ale nie mogę jeszcze w tym roku zdaję maturę. Nauka jest dla mnie najważniejsza zaraz po sporcie, bo przecież gdyby odpukać złapałabym jakąś poważną kontuzję i nie mogła dalej trenować to zostaje z niczym.
Nie oddalałam się za bardzo od hotelu, ponieważ nie znam tych terenów i za pewne z moim szczęściem zgubiłabym się. Po trzydziestu minutach biegu wróciłam do pensjonatu. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu miałam jedną wiadomość od Kamila, a treść brzmiała: ''Za 15 minut, zejdź do stołówki. Śniadanko czeka! :)''. Ogarnęłam się szybo, przebrałam w normalne ubranie i zeszłam na dół, byli tam wszyscy skoczkowie dosłownie wszyscy, panował niesamowity gwar. Szukałam wzrokiem naszych i w pewnej chwil zobaczyłam, że ktoś do mnie macha, był to Piotrek. Ruszyłam w ich stronę, miałam wrażenie że większość skoczków się na mnie patrzy. Ej, Laura nie jesteś pępkiem świata, skarciłam się w myślach. Zajęłam miejsce obok Kamila.
-Siema, jak się spało?-zagadnął Klimek, chyba zapomniał już o wczorajszym incydencie.
-Bardzo dobrze.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-A tak w ogóle to jaki cudem wyrobiłaś się tak szybko-zapytał Kamil. Zna mnie na wylot, skubany.
-No bo wstałam trochę wcześniej i poszłam pobiegać.
-Boże, ale ja jestem głupi. Jak ci idą treningi?-zadał pytanie Piotrek, no i tego się obawiałam. Nie lubię opowiadać o treningach, nie lubię po prostu o tym rozmawiać.
-Okey, jakoś daję radę.-odpowiedziałam i posłałam mu wymuszony uśmiech. Zapadła krępująca cisza, to znaczy nie do końca, bo na stołówce panował gwar.
-Ej, Laura! Ten młody, jak mu tam.....aa Wellinger, gapi się na ciebie, hehehe chyba ktoś tu komuś wpadł w oko!-prawie krzyknął Piotrek. Spojrzałam w jego stronę, faktycznie chłopaka mi się przyglądał, teraz wie że jestem związana z polskimi skoczkami. Ten wzrok był co najmniej dziwny, patrzył na mnie jakbym dopiero co spadła z kosmosu.
-Nie na mnie tylko na Kamila.
-Nie wciskaj mi młoda kitu, ten niewyżyty samiec patrzy się na ciebie jak byś była czymś do zjedzenia. Hehee też patrzyłem tak na swoją żonę jak ją pierwszy raz zobaczyłem, achhh to były czasy.-zaczęłam się śmiać, on mnie przeraża, jaki niewyżyty samiec o co mu chodzi?
-Piotrek ty coś brałeś? Ale rzeczywiście ten typ się w ciebie wgapia.-jeszcze Kamil zaczął, boże to nie moja wina że Andreas jest jakiś upośledzony.
-Macie problemy z psychiką. Czy mogę zjeść spokojne śniadanie?-zapytała, chciała żeby jak najszybciej zakończyć temat wychudzonego tyłka Wellingera i jego wgapiania się we mnie.
-Dobra, dobra. -powiedział Kamil. Zjadłam jedną kanapkę i od razu zrobiło mi się nie dobrze jak zwykle zresztą. Czy ja nie mogę być normalna, nie lubię jeść śniadanie, bo mnie po nim mdli, ale to chyba w genach odziedziczyłam bo tata również ma tą przypadłość.
Rozejrzałam się po sali wzrokiem znalazłam Michaela, patrzył się tępo w talerz jakby się nad czymś zastanawiał, pewnie koncentruje się przed treningiem. Następnie popatrzyłam na resztę drużyny Austrii, wszyscy byli pogrążeni w ożywionej rozmowie, jakby się czymś zachwycali....faceci, pewnie któryś kupił sobie nowe auto. Tylko Michael taki przybity, nagle nasze wzroki się spotkały. Posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam i od razu spojrzałam w inną stronę. Chciałam odejść od stołu, lecz Kamil mnie zatrzymał.
-A gdzie ty się wybierasz?-zdał pytanie.
-Idę się przewietrzyć, duszno tu trochę.
-Tylko uważaj na siebie.- tak bo jestem małą dziewczynką, na którą zagrożenie czeka na każdym rogu. Czasem niepokoi mnie ta jego opiekuńczość.
-Spoko.- bąknęłam na odczepne, dobrze wiedział że nie lubię jak traktuje się mnie jak małą dziewczynką. Zachowanie taty mi wystarczy, który nadal uważa że mam czternaście lat.
Wyszłam na taras słońce otuliło moją twarz, zamknęła oczy i po prostu tak stałam nie zważając na kompletnie na nic. Czułam powiew lekkiego wiatru, było idealnie aż do momentu gdy usłyszałam czyjś głos.
-Nie jest ci zimno, jesteś w samej bluzie, a tu jest jakieś minus piętnaście stopni.- rozpoznałam ten głos w jednej chwil otworzyłam oczy i spojrzałam na tego osobnika. Był to Michael, patrzył na mnie z troską, martwił się? Nie, to na pewno nie to.
-Jak widzisz nie trzęsę się z zimna, więc jest okey.-mówiąc to posłałam mu lekki uśmiech.
-Widzę, że dzisiaj jesteś w lepszym humorze.-wyczułam w jego głosie irytację? Nie ogarniam tego chłopaka, to źle że jestem miła?
-Wyspałam się nareszcie.-rzekłam patrząc się prosto przed siebie.
-Chociaż ty, ja miałem pobudkę o szóstej rano, ciężkie jest życie sportowca.- powiedział na co ja uśmiechnęłam się pod nosem, halo przecież  ja też wstałam o szóstej.
-Z pewnością jest ciężkie.
-Wątpisz w to? Zapytaj się swojego brata jak to jest żyć ciągle na walizkach.-wycedził, coś mi się wydaję, że ktoś tu wstał lewą nogą.
-Myślę, że nie będzie takiej potrzeby.-nie rozumiem czemu na mnie naskoczył...zresztą sama wiem jakie jest życie ''sportowca'' nikt mi nie musi tłumaczyć jak to jest.
-Przepraszam, zawsze się tak zachowuję przed zawodami. Jeszcze to jest Turniej Czterech Skoczni to tym bardziej mnie wszystko wkurza.
-Denerwujesz się przed zawodami?-spytałam, byłam dość zaskoczona tym faktem. Światowe sławy skoczek i stres wydaje mi się, że to towarzyszy tylko tym nie doświadczonym skoczkom.
-Nawet nie wiesz jak bardzo, tak wiem wydaje ci się to dziwne, ale ja już tak mam nie umiem spokojnie podejść do konkursu.
-To chyba dobrze, że mobilizujesz się na zawody i chcesz jak najlepszy skok oddać.-rzekłam spoglądając na niego.
-Gdyby to nie był stres blokując.
-To ja się boję jak byś skakał gdyby cię nic nie blokowało.-na moje słowa wybuchł niepohamowanym śmiechem, a ja mu zawtórowałam.
-No na pewno bym każdą skocznie przeskoczył.
-Jeszcze byś się zabił to lepiej chyba jak cię trochę blokuje.
-Fakt.-rzekł nie przestając się śmiać.`
-A tak na poważnie to popracuj może z psychologiem, wiem z własnego doświadczenia, że rozmowy z nim pomagają bardzo.
-Nie wiem może tobie łatwo jest rozmawiać o twoich problemach z obcą osobą, ale ja tak nie umiem.
-Przecież mi o tym powiedziałeś, a ja jestem dla ciebie obcą osobą.-gdy to powiedziałam nastała tak zwana krepująca cisza, Michi spojrzał na mnie i posłał mi lekki uśmiech.
-Najwidoczniej nie jesteś mi tak całkowicie obca.- popatrzyłam mu prosto w oczy są takie hipnotyzujące. Staliśmy tak przez dłuższą chwile wpatrując się w siebie gdy nagle ktoś zawołał.
-Michael tu jesteś! A ja cię tyle szukałem, mamy za trzydzieści minut znaleźć się w szatni. Czy ty zawsze musisz gdzieś łazić?!-nadawcą tego głosu był Kraft.
-Okey, a tak w ogóle to ja nigdzie nie łażę ciągle tutaj byłem.-rzekł Hayboeck. Spojrzenie Stefana powędrowało na mnie.
- Cześć Laura! I wszystko się wyjaśniło dlaczego byłeś taki grzeczny i nigdzie się nie włóczyłeś.
-Cześć.-odpowiedziałam.
-Halo...przecież zawsze jestem grzeczny.-ogryzł się Michi.
-Takie bajeczki to możesz wciskać swojej mamie. Słuchaj Laura, ja ci nie radzę się z nim zadawać, bo z niego to niezłe ziółko jest on tylko tak grzecznie wygląda.-mówiąc to puścił mi oczko.
-Kraft, chyba nie chcesz żebym zdradził kilka szczegółów z naszych imprez?
-Ja chętnie posłucham.-odezwałam się w końcu.
-Uwierz mi Michi koteczku, że ty też nie chcesz żebym zdradził twoich sekretów z imprez.-patrzyłam na nich z politowaniem, chyba nie chce słuchać o wyrywaniu panienek i o całonocnym chlaniu.
-Dobra zamknij się, dziewczyna przez ciebie jest w szoku i co się dziwić, że nas nie lubią jak ty zawsze siejesz postrach wśród ludzi.- ale oni są pieprznięci, jezu ja bym z nimi dnia jednego nie wytrzymała.
-Mam ci przypomnieć jak mi kiedyś spłoszyłeś laskę swoimi żartami i twarzą?
-Yyyy...chłopaki ja będę szła, booo...wiecie muszę.....będą się martwili.-próbowałam się jakoś wymigać.
-Sratata nigdzie nie musisz iść, wyczuwam tu kłamstwo na kilometr, ale za to Stefan już musi lecieć, prawda.-rzekł Michael.
-Dobra nie unoś się już tak, nie powiem nic o imprezowych grzeszkach twemu obiektowi westchnień.- powiedział Stefan, na co drugi spiorunował go spojrzeniem. Ten Kraft to ma nierówno pod sufitem, ale sprawia wrażenie sympatycznego chłopaka.
-Możesz w końcu przestać gadać głupoty, pomyśl co Laura teraz o tobie myśli.
-Hmmm...pewnie, że jestem mega przystojny i chętnie by mnie schrupała.-na te słowa wybuchłam perlistym śmiechem.
-Od wczoraj o tym myślę.-mówiąc to poruszyłam znacząco brwiami.
-Wiedziałem, że się nie oprzesz mojemu urokowi osobistemu, ale przepraszam cię jestem już w związku z Michaelem.-resztkami sił powstrzymywałam się od śmiechu, chłopak jest nie możliwy. Reszta naszej rozmowy skupiła się na nabijaniu z Michaela przez Stefana miałam niezły ubaw z nich. Dowiedziałam się kilku zaskakujących rzeczy na przykład, że Michi w dzieciństwie wstydził się bardzo dziewczyny  i dlatego ma teraz trudności z nawiązywanie jakichkolwiek znajomości z kobietami w co nie bardzo wieżę. Śmieszne, ze mną jakoś normalnie rozmawia...ach wiem pewnie jestem dla niego jeszcze gówniarą, a nie kobietą trudno jakoś to przeżyje.Niestety musieliśmy zakończyć nasze pogaduszki, ponieważ chłopaki musieli iść na spotkanie z trenerem, a ja odnaleźć kogoś z naszych. Stefan po nie długiej rozmowie zyskał moją sympatię, chłopak jest bardzo pozytywny i bije od niego ciepło.
Po kilku minutach poszukiwań namierzyłam rozgrzewającego się Janka, na moje nieszczęście obok byli Niemcy, a z nim znienawidzony pan Wellinger. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę Janka, postanowiłam udać, że nie widzę Andreasa.
-Janeeeek, gdzie wy się wszyscy podziewaliście szukałam was przez dobre dwadzieścia minut.
-Trzeba było nie romansować z Austryjakami to byś wiedziała gdzie jesteśmy.-rzekł i puścił do mnie oczko. Zauważyłam kątem oka, że Wellinger się na mnie popatrzył, a potem roześmiał i jego koledzy mu zawtórowali. Może brudna jestem czy coś...
-Ja romansowałam? Janku ja nie mogłabym cie zdradzić!-powiedziałam teatralnym tonem.
-Przecież wiem kotku ja tylko żartowałem.-mówiąc to podszedł do mnie i mnie przytuliło, ale po tej czułości Janka Niemcy wybuchli jeszcze głośniejszym śmiechem.-A tak w ogóle jak tam twój Andi-dodał ściszonym głosem gdy udało mi się oswobodzić z jego objęć.
-Jak widzisz się odczepił czyli jest okey. Macie teraz jakiś trening?-zapytałam.
-Tak, dzisiaj mamy cztery treningi.
-Aaa to ja idę sobie usiąść, nie będę ci przeszkadzać w rozgrzewce.
-Czekaj...zagraj ze mną w siatkówkę proszę, proszę.-o nie na pewno nie będę się ośmieszać.
-Janeeeek, nie możesz zagrać z chłopakami ja się do tego nie nadaje.-próbowałam się jakoś wykręcić.
-Wszystkich gdzieś wywiało. Ty się nie nadajesz? Przecież wiem, że jesteś wysportowana, bo trenujesz biegi i chyba skok wzwyż także proszę mi tu nie wmawiać głupot jakiś. Zresztą każdy umie odbić piłkę.-no i mnie znokautował tym monologiem, nie miałam argumentów aby jakoś uniknąć gry, trudno najwyżej się zbłaźnię. Odbijaliśmy sobie spokojnie piłkę, zawszę lubiłam grać w siatkówkę, ale z braku czasu dawno tego nie robiłam i dlatego bałam się, że zapomniałam jak się w ogóle gra.
-A podobno się do tego nie nadajesz.-odezwał się Janek.
-Bo się nie nadaje.-rzekłam
-Możemy się dołączyć?-nagle zapytał ktoś po niemiecku, był to Richard Freitag, oni chcą z nami grać? Zauważyłam, że obok niego stał Wellinger i jeszcze kilku innych Niemców, o nie ja z nimi na pewno nie będę grała. Patrzyłam na nich jak na jakiś odludków.
-No pewne że możecie.-po chwil odpowiedział Janek i ty przeciwko mnie, myślałam że mogę na ciebie liczyć. Spojrzałam wymownie na Polaka, a ten tylko wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
-O widzisz Janek teraz masz z kim grać ja pójdę sobie posiedzieć.- Laura jesteś na prawdę mądra, jestem z ciebie dumna. Uśmiechnęłam się do swoich myśli.
-Nie chcesz z nami zagrać?-zapytał Wellinger...pfff bardziej stwierdził niż zapytał.
-Nie po prostu nie lubię, a Janek mnie poprosił i mu uległam.-rzekłam pewnie
-My też cię prosimy, nam nie ulegniesz?-ten chłopak mnie doprowadza do szewskiej pasji, co za typ.
-Daruj sobie te tanie tekściki.-powiedziała ze złością, Freitag parsknął śmiechem.
-Andi opanuj się jak dziewczyna nie chce grać niech nie gra-rzekł spokojnie Kraus.
-O co ci chodzi Marinus? A zresztą jeszcze sobie połamie lala paznokietki i ją jej chłoptaś nie będzie chciał.-po tych słowach zagotowało się we mnie i kątem oka zobaczyłam, że w Janku również.
-Zachowujesz się jak jakieś dziecko Wellinger. To, że cię dziewczyna olała nie znaczy, że możesz sobie nią teraz pomiatać.-powiedział Janek.
-Dobrze się dobraliście obydwoje jesteście nie normalni.-on uważa, że Janek jest moim chłopakiem...co za idiota ja nie wieże, że można być tak popieprzonym.
-Jesteś głupszy niż ustawa przewiduję.-rzekłam rechocząc ze śmiechu. Jasiek zrobił bardzo poważną minę jakby miał kogoś zabić, jeszcze brakuje żaby tu do bójki doszło.
-Dla twojej wiadomości idioto Laura nie jest moją dziewczyną.-mina Wellingera była bezcenna.
-Dobra stary, zapomnij.-powiedział szeptem Marinus. Nie chciało mi się już ich słuchać, więc opuściłam to zacne towarzystwo i udałam się w stronę domków skoczków.
Większość treningu przesiedziałam na ławce. Skok Kamila nie budził żadnych zastrzeżeń, przynajmniej dla mnie był długi i wykonany w dobrym stylu, powrót mistrza. Widziałam, że te soki dają mu ogromną radość. Reszta drużyny też spisywała się nieźle co mnie bardzo ciszyło. Kamil wystąpił w jeszcze jednym treningu i razem z trenerem uznali, że na dzisiaj już wystarczy skoków inni musieli jeszcze oddać po dwa skoki. Ukochany brat postanowił mnie oprowadzić trochę po Obersdorfie jest to bardzo malownicze miasteczko. Weszliśmy do jakieś przytulnej kawiarenki panowała tam bardzo rodzinna atmosfera, przez chwile poczułam się znowu jak mała dziewczynka kiedy to razem z Kamilem w zimowe dni graliśmy w karty i tak po prostu rozmawialiśmy o swoich ''poważnych'' sprawach,
-Co ty taka małomówna?-zagadnął.
-Brakuje mi ciebie, brakuje mi naszego dzieciństwa.
-Lauraaa, co cię tak zebrało dzisiaj. Zawsze chciałaś być dorosłą.
-Odechciało mi się.
-Od jakiegoś czasu widzę, że dzieje się z tobą coś niepokojącego, mów co jest.
-Nic. To znaczy nie wiem, nic mnie ostatnio nie cieszy...
-Jesteś po prostu przemęczona tym wszystkim wiem ile z siebie dajesz na treningach i do tego dochodzi nauka, rozumiem cię. Dlatego tak bardzo chciałem abyś trochę odpoczęła od tego i ze mną tu przyjechała.
-Dziękuje.
-Za co? Co ty dzisiaj jesteś taka miła, halo, halo ktoś mi podmienił siostrę!
-A ty za to jesteś złośliwy.
-Ja złośliwy?! Siostrzyczko o co ty mnie posądzasz?
-Kamil...skończ już. Jak noga?
-Nawet nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze nie czuje żadnego bólu. A skoki dają mi teraz tyle radości, że chyba nigdy nie byłem taki szczęśliwy.
-No to super, teraz tylko wygrywać.
-Tak, tak. A jak w ogóle zapoznałaś się z jakimś skoczkami?-musisz akurat o to pytać pomyślałam.
-Dobrze poznałam kilku nawet sympatycznych.
-No doszły mnie słuchy, że często jesteś widywana z Hayboeckiem (nie jestem pewna czy dobrze odmieniłam), czy ja o czymś nie wiem?
-Spokojnie nie sypiam z nim jeszcze.
-Jeszcze?!
-I nie mam zamiaru, po protu polubiłam go i tyle.
-Żeby mi z tego lubienia dzieci nie było.-pogroził palcem.
-Dobrze tato.
-Jutro sylwester jak go zamierzasz spędzić?
-Normalnie, nie mam ochoty na świętowanie ani żadne imprezy, a przecież wy nie możecie więc sama mam się bawić?
-To, że nie możemy to nie oznacza, że się nie bawimy. Zawsze wspólnie ze wszystkim skoczkami obchodzimy nowy rok, może nie do czwartej rano, ale trochę możemy się pobawić przecież. Czuj się zaproszona i nie przyjmuje sprzeciwów.
-Kamil....proszę ja...jaa... ich nie znam...
-Nas znasz, Michaela też i pewnie jeszcze kilku, a jak nie to poznasz.
-Kiedyś cię zabiję.
-Też cię kocham.-wysłał mi w powietrzu buziaka-ale teraz musimy już wracać muszę się zregenerować na jutro.
Żaby mi się tak chciało jak mi się nie chce iść na tą ''super'' imprezę. Z Kamilem nie wygram muszę iść...o jezu, zapomniałam....W CO JA SIĘ UBIORĘ? Nawet nie wiem jak mam się ubrać, nie wiem czy tak bardziej na luzie....muszę się kogoś poradzić. Mamoo pomóż! Laura jesteś genialna, przecież masz Maćka on  się umie gustownie ubrać i na pewno był na tego typu ''potańcówkach''. Maciej!! Gdzie jesteś, kochanie!! Muszę go jak najszybciej znaleźć, bo jutro na pewno nie będzie miał czasu mi doradzić.  Kwalifikację i pewnie spotkanie z trenerem jutro będzie za mało czasu. Kamil poszedł do hotelu, a ja udałam się w poszukiwaniu Maćka, po kilku minutach poszukiwań rozpoznałam jego sylwetkę w tłumie. Szybkim krokiem do niego podeszłam, nie zważając na osoby które koło niego stoją. Gdy mnie ujrzał od razu się uśmiechnął.
-Maciek jesteś moją ostatnią deską ratunku to sprawa życia i śmierci musisz mi pomóc.-spojrzał na mnie podejrzliwie, teraz dopiero zauważyłam, że w tym tłumie jest team Austrii. Całe szczęście, że powiedziałam to do niego w języku ojczystym.
-W czym rzecz?-zapytał po chwil.
-Bo mam pewien problem, Kamil kazał mi przyjść na tą waszą super, mega imprezę sylwestrową i ja kompletnie nie wiem jak mam się ubrać czy tak normalnie jak na co dzień, czy może troszkę bardziej elegancko?-mina Maćka była nie zastąpiona, a gdy doszło do niego to co powiedziałam zaczął się dusić ze śmiechu, ups chyba się zbłaźniłam.-yyy...no zapomnij, że pytałam.
-Nie no spoko, nie rozśmieszyło mnie to pytanie mi to nawet pochlebia, że pytasz się mnie w co masz się ubrać, ale ta twoja desperacja w głosie była bezcenna.-a jednak nie myśli o mnie tak źle.
-Uchhh...a już myślałam, że będziesz miał przez cały tydzień ze mnie ubaw.
-To normalne, że kobieta nie wie w co się ubrać. A co do tego stroju to na luzie, ale nie chodzi mi w tym momencie o dresy. -Austryjacy słuchali nas z zaciekawieniem chociaż podejrzewam, że żaden z nich nic, a nic nie rozumiał.
-Jesteś wielki, uratowałeś mi życie, dziękuje.
-Spoko wpadnę do ciebie jeszcze i ocenie czy dobrze wybrałaś.-mówiąc to puścił mi oczko.
-Okey, dobra idę bo trochę zmarzłam.
Udałam się do mojego pokoju, postanowiłam trochę go ogarnąć, bo panował w nim straszny bałagan, a skoro ma tu przyjść Maciek to muszę zachować chociaż pozory porządku. Sprzątanie zajęło mi mniej niż pięć minut, szybko się uwinęłam. Położyłam się na świeżutko pościelonym łóżku próbując się odprężyć, Po jakiś piętnastu minutach usłyszałam ciche pukanie do drzwi, byłam pewna, że to Kot więc otworzyłam pewnie drzwi. Jakie było moje zaskoczenie gdy ujrzałam w nich nie kogo innego jak......jaśnie pana Wellingera we własnej osobie, co ten dupek jeszcze ode mnie chce.
-Cześć mogę wejść.-zapytał, ale to nie był ten sam pewien głos, ten był bardziej delikatny? Nieee to złe określenie....był wypełniony po brzegi skruchą? Nie mogłam za cholerę go odczytać...
-Jeśli musisz.-powiedziałam bez żadnych emocji i zrobiłam mu miejsce w przejściu.-Więc czego ode mnie chcesz?
-Noo...noo..chciałbym...noo wiesz....przeprosić.-tego to ja się w najbardziej fantastycznych snach nie spodziewałam....Andreas mnie przeprasza....czy ja ogłuchłam.
-Mógłbyś powtórzyć, bo chyba coś mi padło na słuch.
-Chciałbym cię przeprosić za moje dzisiejsze jak i wczorajsze postępowanie. Zachowałem się jak gówniarz i nie ma nic na swoje usprawiedliwienie, nie wiem dlaczego tak czyniłem...jestem dupkiem, możesz mi nie wybaczyć zrozumiem.- Z A M U R O W A Ł O mnie, dosłownie. Patrzyłam się na niego z otwartymi ustami.
-Czy ty się dobrze czujesz?-zapytałam w końcu.
-Uwierz nie robię sobie teraz żartów. Jeszcze raz przepraszam, wybaczysz?
-Okey....wybaczam, ale powiedz mi co się stało, że nagle się tak zmieniłeś? Słońce ci przygrzało w głowę, czy może piłką się uderzyłeś albo wiem masz sobowtóra?
-Nic z tych rzeczy...po prostu przemyślałem, że zachowuje się jak szczeniak i nic sobą ciekawego nie reprezentuje. Wiesz ja ogólnie to nigdy taki nie jestem tylko przy ładnych dziewczynach udaje wielkiego maczo...no, ale ty nie jesteś z tych, które nabiorą się na moje sztuczki.
-Masz rację nie nabiorę się na tego typu sztuczki.
-Jeszcze raz przepraszam.
-Spoko już wybaczyłam.
-Aaa wiem zapomniałem o czymś.
-O czym?-zapytałam podejrzliwie.
-Mam coś dla ciebie, postanowiłem się zrehabilitować i w zamian za te wszystkie nie przyjemne słowa i sytuacje osłodzę ci trochę życie.-mówiąc to wyjął zza pleców dwa pudełka na jedzenie.
-Co to.-wskazałam palcem na pakunek.
-Strudel z jabłkami, tylko proszę nie mów, że jesteś na diecie, a zresztą przydałby ci się trochę przytyć, bo znikniesz.
-Nie bardzo jestem głodna, jadłam obiad....kolacji przeważnie nie jem...
-Bo się obrażę, a nie bój się nie będziesz jadła sam mam też dla siebie. Moja mama robiła jak nie zjesz to się obrazi.-powiedziawszy to posłał mi pełen ciepła uśmiech.
-No dobra, alee...jak pójdziesz mi po herbatę z cytryną.-wyszczerzyłam się.
-Pff...co to za wymagania....dobra pójdę już, znaj moje dobre serce.-wybiegł z mojego pokoju w podskokach, co ja najlepszego robię...rozmawiam sobie na luzie z Wellingerem. Popieprzyło mnie już do końca...ale on wydaje się całkiem spoko. Miły, sympatyczny do tego jeszcze przyniósł mi mały deser i jeszcze poszedł bo herbatę. Może to tylko tak maska, muszę być czujna, bo inaczej dam mu się omamić. Po chwili Welli był już z dwoma herbatami.
-Dziękuje.-rzekłam wysyłając mu promienny uśmiech.
-Polecam się na przyszłość.
-Uważaj co mówisz, bo zacznę cie wykorzystywać.
-Nie mam nic przeciwko, a teraz proszę brać się do jedzenia, bo się śmiertelnie obrażę.-powiedział teatralnie poważnym głosem.
-Okey, okey. Smacznego!
-Wzajemnie i widzę wszystko zjedzone.
Jedząc rozmawialiśmy między innymi o szkole on również zdaję maturę w tym roku i też musi się przyłożyć do nauki chociaż nigdy prymusem nie był. Opowiedział mi o swoich siostrach, a ja mu o Kamilu. Dowiedziałam się, że mamy wiele wspólnego na przykład oby dwoje nie lubimy matematyki i słodkich napoi. Na prawdę rozmawiało mi się z nim bardzo dobrze i byłam przy nim taka wyluzowana jak nigdy, może dlatego, że jest moim rówieśnikiem.
-Mam pewne pytanie. Masz chłopak? Bez żadnych podtekstów po prostu chce wiedzieć czy kiedyś jakiś paker zawita do mnie do domu i mi obije mordę, bo rozmawiałem z jego dziewczyną.
-Nie mam, możesz być spokojny o swoją piękną twarz.
-Mmmm..uważasz, że mam piękną twarz.-poruszył znacząco brwiami.
-To był sarkazm koteczku.
-A już miałem nadziej, że polecisz na moje błękitne oczka. Połowa nastolatek piszczy na ich widok.
-Tylko połowa?!-udałam zaskoczoną.
-Haha...bardzo śmieszne...nie odzywaj się do mnie. Teraz już nie będzie miał kto ci przynosić herbatek...
-Oj tam ktoś się na pewno znajdzie.-gdy to mówiłam, ktoś zapukał do drzwi...cholera Maciek całkiem o nim zapomniałam.
-Ooo jak szybko się znalazł i co już mnie nie potrzebujesz.
-To tylko Maciek...miał mi w czymś pomóc.-otworzyłam szybkim ruchem drzwi.
-Jak obiecałem tak jestem!-rzekł Maciek, ale gdy ujrzał Andreasa dodał- Ooo a widzę, że ty masz gościa to może ja nie będę wam przeszkadzał wpadnę potem albo jutro.
-Wchodź, a nie będziesz gadał.
-Właśnie, a ja i tak już wychodzę. Cześć.-rzekł Welli, po chwili dodając patrząc tylko w moją stronę-Do zobaczenia Laura.
-Cześć.-i już go  nie było.
-Możesz mi wytłumaczyć co tu robił Wellinger, przecież ty mówiłaś, że go nie lubisz. Słyszałem o dzisiejszej akcji od Janka.-westchnęłam.
-Przyszedł mnie przeprosić, obiecał, że już nie będzie zachowywał się jak szczeniak więc mu wybaczyłam.
-Spoko, nie wnikam. Tylko uważaj na niego, okey.
-Wiem, że muszę na niego uważać.
-Dobrze, że przynajmniej masz świadomość. No więc pokaż mi jakie masz ciuszki, trzeba coś wystrzałowego wybrać.
Ponad pół godziny szukaliśmy idealnego ubrania dla mnie, najgorsze było to, że prawie wszystkie ubrania jakie miałam były to ubrania sportowe, dresy, bluzy itp. Nie było za bardzo z czego wybierać, ale jakoś wspólnymi siłami daliśmy radę. Postawiliśmy na dżinsy i koszule bez rękawów. To najbardziej pasujące ciuchy na tą okazję jakie miałam przy sobie.
-Ja nie rozumiem, jesteś kobietą, a w twojej torbie są same dresy. Co z tobą nie tak?-zapytał ironicznie Maciek.
-Nie mam kiedy chodzi w innych ciuchach niż dresy.
-No tak...treningi całkiem zapomniałem, że ty coś trenujesz, wybacz.
-Spoko, tylko nie mów tego nikomu z poza naszej kadry, nie chcę głupich plotek.
-Jakich głupich plotek?
-No, że brat to już jest podwójnym mistrzem olimpijskim, a jego siostrzyczka nawet nie ma medalu z MŚJ.
-Jak będziesz się takim komentarzami przejmować to ty się wykończysz. Przecież to normalne. że jesteś wystawiona pod opinię publiczną. Nawet nie wiesz co na mój temat piszą po nie udanych zawodach.
-Ale to co jest na mój temat to czysta prawda, nic nie zdobyłam.
-Nie wieże, że nic nie zdobyłaś. A o ile dobrze mi wiadomo to ty jesteś Mistrzynią Polski do dwudziestu jeden lat w skoku wzwyż, prawda.
-Wielkie mi osiągnięcie.
-Jestem pewien, że połowa sportsmenek chciało by być na twoim miejscu. Ty jesteś utalentowana i bardzo młoda, nic ci nie stoi na przeszkodzie. Może wyłącznie twoja psychika, która podpowiada ci, że musisz dorównać osiągnięciami Kamilowi, prawda?
-Po nie kont masz rację, ale...
-Żadne, ale jesteś dobra i tyle masz przed sobą wielką przyszłość. A teraz muszę już się zmywać, bo jutro wcześnie pobudka i jeszcze do tego jak to określiłaś....a wiem super, mega impreza sylwestrowa, trzeba się na ten melanż wyspać. Słodkich snów, mała. Pa.
-Pa.
Po wyjściu Maćka zadzwoniłam do mamy, dowiedziałam się, że wszystko okey w domu. Wzięłam prysznic, a potem odpłynęłam do krainy Morfeusza.



____________________________________________
BUMMMMMMMMMM! Po długiej nieobecności powracamy razem z Laurą i skoczkami. Na początek kilka słów usprawiedliwienia...a więc nie było mnie tak długo ponieważ mam bardzooo dużo obowiązków w szkole do tego pojechałam na 4 dniowy wyjazd w góry i byłam odłączona od współczesnego świata, do tego brak weny ciągle mnie nękał...Nie wiedziałam jak zabrać się za ten drugi rozdział, ale myślę, że już wyszłam na prostą i wszystko będzie okey....
Rozdział średnio mi się podoba....z góry przepraszam za wszystkie błędy itp.




CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ 






niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 1 ''Masz może pożyczyć cukier''

Budzik zadzwonił punkt siódma trzydzieści, no tak to dzisiaj poznam jak to Kamil mówił "cały skoczny świat". Z jednej strony nawet ciesze się że zapoznam się z  jego królestwo, z drugiej strony jednak obawiam się jak będą mnie postrzegać skoczkowie, ale w szczególności boje się tych szeptów za moimi plecami. Niestety teraz już nie ma odwrotu, wszystko jest już zarezerwowane, nawet trener się zgodził, co graniczy z cudem.
Przeciągnęłam się leniwie, no cóż trzeba wstać i się ogarnąć w końcu muszę "jakoś" wyglądać. Całe szczęście że wczoraj się spakowałam,  bo dzisiaj za nic w świecie by mi się nie chciało. Taaaak jestem strasznym leniem i do tego jakby było mało zapominalskim leniem, fajnie to brzmi zapominalski leń.  Dobra rusz dupę Laura,  bo nikt na ciebie nie będzie czekał. Takim o to sposobem zmotywowałam się do wzięcia się w garść. Po wykonaniu wszystkich czynności, które pomogły mi w tym, aby wyglądać jak człowiek i zjedzeniu "obfitego" śniadania, zostało mi pięć minut do przyjazdu Kamila. Pognałam na górę po walizkę oraz kurtkę (dostałam od Kamila taką samą w jakiej chodzi drużyna polski, nie chciałam jej przyjąć, bo uznałam że to nie jest potrzebne i będę się rzucać w oczy, no ale w końcu mu uległam). Po chwili byłam już gotowa do wyjścia, spojrzałam w lustro moje ciemne sięgające prawie do pasa włosy spływały mi po ramionach, przydałby się je obciąć...
-Do twarzy ci w tym kanarkowym kolorze, na pewno zawrócisz tym wszystkim skoczkom w głowie, ale to nawet dobrze oni będą za tobą latać w wywieszonym językiem, a Kamil i spółka będzie wygrywał.
-Mamoo..!- spojrzałam na moją rodzicielkę kręcąc głową z niedowierzania.
-Tak prawda, wyrosłaś na piękna kobietę każdy ci to przyzna, wiadomo po kim odziedziczyłaś urodę.- rzekła puszczając przy tym oczko. 

-Wszyscy polecą na mój kościsty tyłek- powiedziałam teatralnym tonem. 
-Kamil już przyjechał.- krzyknął tata z salonu.
-No to cześć wam!-powiedziałam kierując się w stronę drzwi. 

-Cześć. -odpowiedzieli równocześnie- Baw się dobrze!- dodała jeszcze mama. Na odchodne  posłałam im promienny uśmiech. Udałam się w stronę samochodu Kamila, na miejscu pasażera siedziała natomiast Ewa, która wyszczerzyła się na mój widok. Wpakowałam torbę do bagażnika, a sama wgramoliłam się do auta. 
-Heeej!-przywitałam się z nimi. 
-No siemka siostrzyczko.-odpowiedział mi Kamil. 
-Jak tam samopoczucie, cieszysz się że poznasz tych wszystkich przystojniaków?-zagadnęła mnie Ewa. 
-Kadrę Polski przecież znam....-powiedziałam ironicznie.
-Oj nie przesadzaj jest dużo przystojnych skoczków zagranicznych.- powiedziała.
-No może nie są tak bardzo przystojni jak my, ale jest kilku.-dodał Kamil. 
-Skoro tak twierdzisz to będę musiała się dokładnie rozejrzeć, może znajdę coś dla siebie.- mówiąc to dusiłam się ze śmiechu. Reszta drogi przebiegła nam w milczeniu. Gdy dojechaliśmy na lotnisko wszyscy skoczkowie już czekali, a przynajmniej tak mi się wydawało. Poczułam niemiły uścisk w żołądku, stresowałam się? Chyba tak, niby się z nimi znałam, ale z żadnym nie rozmawiałam dłużej niż pięć minut nie licząc Piotrka Żyły, który jest strasznym gadułą. Niepewnie ruszyłam razem z bratem w stronę skoczków, większość z nich patrzyła w naszą stronę.
-Księciunio jak zawszę spóźniony!-krzyknął z oddali Janek Ziobro.
-Muszę Cię uświadomić, że tym razem jestem punktualnie.-odgryzł się Kamil.

-Laura! Jak ja cię dawno nie widziałem!-niespodziewanie podbiegł Piotrek, tuląc mnie do siebie.
-Trochę czasu zleciało.
-Trochę? Prawie rok cię nie widziałem, a ty mówisz, że trochę. To jest szmat czasu. -oburzył się.-Powiem ci, że wydoroślałaś-mówiąc to zrobił dziwny gest ręką, pokazując na biust. Gdy zrozumiałam o co mu chodzi wybuchłam niepohamowanym śmiechem, aż Kruczek się na nas spojrzała.
-Tee, teee nie dla psa kiełbas. Proszę mi tu nie podrywać siostry!-pogroził palcem Kamil.
-Ja wcale jej nie podrywam, stwierdzam fakty po prostu. A tak w ogóle to będziemy musieli ją bronić przed tymi młodymi, na pewno będą mieli na nią chrapkę.-jak ja mam z nimi spędzić tyle czasu to z pewnością do domu normalna nie wrócę, będą musieli mnie  odstawić do psychiatryka.
-Rodzice by mnie zabili gdyby przyprowadziła do domu jakiegoś chłoptasia, więc jesteśmy na to skazani. -spojrzałam na Janka, a ten posłał mi promienny uśmiech i podszedł do mnie.

-Co ty taka nie w sosie?-zapytał
-Wydaje ci się.

- Aaaa wiem boisz się tych młodych.-puścił mi oczko.
-Trochę się obawiam, ale wiem że Piotrek i Kamil mnie obronią.-usłyszawszy moje słowa wybuch śmiechem, a ja mu zawtórowałam. Po chwili podszedł do nas Maciej Kot, Krzysiu Biegun oraz Klemens Murańka. Z dwoma pierwszymi się znałam, a z ostatnim nigdy nie miałam do czynienia. Jak przystało na dżentelmena, Klemens się przedstawił jako pierwszy mierząc mnie przy tym wzrokiem.
-Jesteś nową dziewczyną Janka?-skierował do mnie pytanie. Wszyscy zaryczeliśmy ze śmiechu, a biedny Klimek stał i nie wiedział o co chodzi. Ludzie patrzyli na nas z politowanie widząc nasze zachowanie. Natychmiast podszedł do nas Kamil z Piotrkiem.
-Z czego wy się tak śmiejecie, ludzie się na was gapią.-rzekł Kamil, patrząc na nas ze współczuciem.
-Chciałbym wam przedstawić moją nową dziewczynę, Laura Stoch! Niezła sztuka, prawda?!-powiedział mój nowy chłopak zanosząc się śmiechem. 

-Dlaczego zawsze o wszystkim dowiaduję się ostatni.-oburzył się Piotrek.
-Widzisz, źle mnie braciszku bronisz przed tymi młodymi.
-To ty jesteś siostrą Kamila?-zapytał w końcu Klemens.

-A co nie jesteśmy do siebie podobni?-chłopak kompletnie się zawstydził i bąknął ciche ''sorry nie wiedziałem''. Gdy opowiedzieliśmy o co chodzi Kamilowi i Wiewiórowi również zanosili się ze śmiechu. W samolocie siedziałam po między Maćkiem a Jankiem, na nudę z nim nie można narzekać. Pozytywne chłopaki z nich, bardzo ich polubiłam. Lot przebiegł spokojnie. W hotelu ogarnęłam, że nie wiem jak to będzie z pokojami, czy będę go z kimś dzieliła lub czy będę sam. Już miałam pytać się Kamila jak to ma wyglądać, ale ten mnie uprzedził.
-Słuchaj Laura, masz tu klucz.Pokój jest jednoosobowy.-już cała w skowronkach miała udać się na poszukiwanie mojego lokum, ale Kamil mnie zatrzymał.
-Jest jeden minus. Ten pokój masz po miedzy kadrą Niemiec, a kadrą Austrii.-miałam wrażenie że się przesłyszałam, tego mi jeszcze brakowało. Będę miała cudowne towarzystwo.
-I nic nie da się zrobić?-zapytałam po krótkiej chwili.
-Niestety nie.-odeszłam bez słowa, udając się w stronę windy, na całe szczęście była pusta. Na kluczach widniał napis ''378'', tak bardzo nie chciałam się rzucać w oczy, a tu takie coś mnie spotkało. Jeszcze ta nieszczęsna kurtka, w pośpiechu ją zdjęłam żeby nikt czasem nie zauważył, że jestem w jakikolwiek sposób powiązana z polskimi skoczkami. Po kilku minutach poszukiwań znalazłam pokój o numerze 378, marzyłam tylko o tym żeby położyć się na łóżku i zasnąć. Tak, teraz to było mi potrzebne, ale niestety nie było mi to dane. Klucz zaciął się w zamku, myślałam że wyjdę z siebie. Siłowała się z nim od dobrych dwudziestu minut, a on nawet nie drgnął. Chciało mi się płakać, zawsze mi się przytrafiają takie historie, a na dodatek tu jednej żywej duszy nie ma, która mogłaby mi pomóc. Nawet mógłby to być jakiś szkaradny Niemiec czy Austryjak, w tej chwili było mi to już obojętne, byleby mi ktoś pomógł z tym gównem. Zaczęłam mówić już niecenzuralne słowa, gdy nagle usłyszałam męski głos za sobą.
-Może w czymś pomóc.-natychmiast się odwróciła spojrzałam na niego wzrokiem typu ''mój wybawco'', był to bardzo przystojny chłopak, podejrzewam że w moim wieku. Rozpoznawałam go, był skoczkiem tylko jak on się nazywał.....aaa wiem Wellinger.
-Gdybyś mógł.-powiedziałam zrezygnowana. Otworzenie drzwi zajęło mu dosłownie parę sekund.
-Gotowe.-rzekł, posyłając mi zabójczy uśmiech.
-Dziękuje, gdyby nie ty spałabym na pewno na wycieraczce.-mówiąc to odwzajemniłam jego uśmiech. 

-Mogłem ci nie otwierać tych drzwi, lepiej jakbym zaproponował ci nocleg u mnie w pokoju. Andreas jestem.-znowu ten uśmiech, ale już nasza rozmowa przestawała mi się podobać, śmierdziało mi tu na odległość podrywem. 
-Laura.-uścisnęliśmy sobie ręce. W oddali dało się usłyszeć jakieś głosy.
-Zobacz Richard, my tu tachamy te wszystkie torby i walizki, a ten sobie laskę wyrywa.-podeszło do nas dwóch młodych Niemców, rozpoznawałam ich, bo przecież są to rywale Kamila.
-Jestem Marinus, a to Richard.- wskazał palcem na stojącego obok chłopaka.
-Laura.-przedstawiłam się grzecznie, posyłając im wymuszony uśmiech.
-Co tu robisz Laulo?-zapytał Marinus dziwnie wypowiadając moje imię. Resztkami sił powstrzymywałam się od śmiechu.
-Jak to co, to chyba normalne, że przyjechała kibicować. Marinus twoja inteligencja czasem mnie przeraża.-powiedział Andreas, to było chamskie zachowanie z jego strony. Mam już po dziurki w nosie tych Niemców.
-Przepraszam was, ale trochę nie mam czasu.-rzekłam, zamykając drzwi. Usłyszałam jeszcze głos Andreas ''wszystko zepsuliście, musicie mi zawsze płoszyć laski?!''. Co za arogancki podrywacz, fakt  może jest przystojny, ale to nie zmienia faktu, że jest zarozumiały, a takich typów nie lubię najbardziej. W jednej sekundzie ległam na łóżko, właśnie tego pragnęłam takiej błogiej ciszy. Odpływałam do krainy Morfeusza, ale oczywiście mój trans musiało przerwać pukanie do drzwi. Czy ja nie mogę mieć chwili spokoju? Otworzyłam je i i zobaczyłam za nimi nie kogo innego jak Andreasa Wellingera. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a w oddali usłyszałam śmiechy rozejrzałam się po korytarzu i zobaczyłam kilku ''chowających'' się Niemców.
-Słucham?-zapytałam już lekko podenerwowana zaistniałą sytuacją
-Masz może pożyczyć cukier?-wydusił, powstrzymując się od śmiechu. Czy jego do reszty pogięło. Chciałam mu zamknąć przed nosem drzwi, ale ten podłożył nogę i niestety nie udało mi się tego zrobić. 

-Czego ty chcesz?!
-No masz ten cukier?-zapytał już całkiem poważnym tonem. 

-Nie mam żadnego cukru. Daj mi spokój, okey.-chciałam jeszcze dodać, ''bo jak mi nie dasz to zaraz ci przywalę'', ale ostatecznie się powstrzymałam. 
-Kurczę, no to szkoda, a może dasz mi swój numer telefon.-teraz wszystko zrozumiałam, to był po prostu tani podryw. 
-A nie przyszło ci do głowy, że może nie używam telefonu?-zapytałam z rozbawieniem.
-Jakiś telefon leży u ciebie na łóżko i śmiem twierdzić, że to twój telefon. Mam rację?
-Bystry jesteś, przechytrzyłeś mnie.-mówiąc to zrobiłam kwaśną minę. 
-No to jak, dasz ten numer?.-widziałam w jego oczach pewność siebie, oparł  się nonszalancko o futrynę.
-Nie.-mówiąc to użyłam najsłodszego głosu jakiego mogłam, zamykając mu przed samym nosem drzwi. Wybacz Andi, ale nie zyskałeś mojej sympatii. Po raz kolejny próbowałam zasnąć, ale i tym razem nie było mi dane, znów usłyszałam dobijanie się do drzwi. Przyrzekam zabije Wellingera, uduszę go. Otworzyłam z impetem drzwi.
-Nie mam żadnego cukru, na pewno nie dostaniesz ode mnie numeru, nie działają na mnie twoje sztuczki! Namolny arogancki podrywaczu! Wypierdalaj mi stąd grzecznie, bo nie ręczę za siebie!!!-gdy podniosłam wzrok na osobę stojącą w drzwiach, zrobiło mi się głupio. To był Janek i Maciek, jezu czy ja zawsze muszę się tak zbłaźnić? Patrzyli na mnie z otwartymi ustami, nie znali mnie od tej strony.
-Przepraszam chłopaki, przyczepił się taki jeden i myślałam, że to on.-rzekłam próbując wyjść z twarzą z zaistniałej sytuacji, ruchem ręki zaprosiłam ich do środka. 
-Który to? Zaraz mu obijemy mordę, prawda Maciek?-powiedział Janek
-Tak będzie leżał i kwiczał.
-W to nie wątpię. Co was do mnie sprowadza?-nie chciałam już rozmawiać o tym palancie.
-Nie zmieniaj tematu mała. Mów kto to, teraz, zaraz, już!
-Spokojnie Janek, to jest nie groźny typ.-powiedziawszy to wyszczerzyłam się do niego 
-Niech zgadnę to był jeden z Niemców, prawda?-zagadnął Maciek. Wypuściłam głośno powietrze ustami i pokiwałam głową.
-A ja już wiem kto!-klasnął w dłonie Janke.-Skoro to Niemiec, to na pewno Andreas Wellinger.
-Wyjąłeś mi to z ust, stary.-rzekł Maciek.
-Emmm...tylko nikomu nie mówcie o tym.-nie chciałam żeby chodziły plotki, że jakiś durny Niemiec się do mnie mizdrzył i żeby Kamil się o tym dowiedział. On był straszny gdy jakikolwiek chłopak się do mnie zbliżał. 

-Masz nasze słowo! A teraz ubieraj kurtkę, buty i co tam jeszcze chcesz, idziemy na skocznie, musimy cię po niej dokładnie oprowadzić.-fajnie, moje plany legły w gruzach, ciepłe łóżeczko żegnaj. Niechętnie zaczęłam się ubierać. 
-A nie możemy tego zrobić jutro, zmęczona jestem trochę.-próbowałam się jeszcze jakoś wykręcić.
-Jutro nie będzie czasu, a teraz mamy wolne, także ruszaj dupę, mała.-rozkazał mi Maciek. 
-A tak w ogóle, dlaczego wy na mnie mówicie mała?!-no wczesna jesteś Laura, skarciłam się w myślach.
-Bo jesteś mała, drobna. Taka nasza kruszynka.-wytłumaczył Janek. Prychnęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. 
Szliśmy wolnym krokiem w kierunku skoczni, nawet jedna fanka poprosiła chłopaków o autograf. Nikt mi się szczególnie jakoś nie przyglądał, dopiero na terenie skoczni zaczęła się dla mnie męczarnia. Byli tam Słoweńcy i Austryjacy, dziwnie nam się przyglądali, od zawsze nie lubiłam jak ktoś się mi przyglądał.
-W tej kurtce rzucam się w oczy.-powiedziałam w końcu do chłopaków, na co oni się tylko zaśmiali.
-Laura, nawet jakbyś nie miała tej kurtki na sobie to byś się rzucała w oczy. Twoja uroda się rzuca w oczy, nie ukrywajmy podobasz się mężczyzną.-wyjaśnił Maciek, na co ja parsknęłam śmiechem. Chłopaki poszli po herbatę dla mnie, bo Janek stwierdził, że jestem blada jak trup i powinnam się napić czegoś ciepłego. Chciałam iść z nim, ale oni się uparli, żebym została. Siedziałam na ławce obserwując rozgrzewających się Austryjaków i Słoweńców, grali razem w piłkę siatkową. Szczęście w jednej kwestii dzisiaj mi dopisało, nie było tu Niemców. Jeden z rozgrzewających chłopaków nawet się do mnie uśmiechnął, a ja również uniosłam kącik ust. Zapatrzyłam się na góry i w pewnej chwili usłyszałam głośny krzyk ''uważaj'', piłka leciała w prost na mnie całe szczęście miałam dobry refleks i cudem ominęłam trafienia. Jeden ze skoczków, za pewne winowajca zdarzenia podszedł do mnie, był to Stefan Kraft.
-Nic ci nie jest?-zapytał drapiąc się po głowie. 
-Nie, jest okey.-odpowiedziała posyłając mu uśmiech.
-Przepraszam, to nie było celowe. Może chcesz z nami zagrać, brakuje nam jednej osoby.-zaproponował. Jeden ze skoczków krzyknął ''Kraft i tak ci się nie uda''.
-Nie, czekam na kogoś, ale dziękuje za zaproszenie. 
-Szkoda, ale jak coś to w każdej chwili możesz do nas dołączyć.-posłał mi ostatni uśmiech i wrócił do gry. Byłam z siebie za dowolna, że wszystkich skoczków rozpoznawałam, często nie mam czasu oglądać skoków. W tym sezonie bardzo mało oglądałam, z braku czasu, ale również powodem było to, że Kamil nie startował. Lubiłam skoki narciarski, ale zawszę jak się odbywają to mam trening, no ale coś za coś. Po jakiś pięciu minutach zmierzał do mnie Maciek z Jankiem, nie mieli herbaty co mnie nawet ucieszyło. 
-Nigdzie nie mogliśmy znaleźć żadnej butki z napojami. Wybacz Laura.-usprawiedliwił się Maciek. 
-Ej chłopaki gracie z nami?! Brakuje nam dwóch osób, bo Michi się zmęczył.-na co wszyscy się zaśmiali, powiedział do Gregor Schlierenzauer. Tego skoczka akurat każdy chyba bez problemu rozpoznawał, sława światowego formatu. Powiedziałam moim towarzyszą żeby poszli, uwielbiam sobie tak posiedzieć na świeżym powietrzu więc nie miała nic przeciwko. Dosiadł się do mnie Michael, zmierzyłam go wzrokiem. Hmmm..nawet w moim typie pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem. Siedzieliśmy tak ani jedno ani drugie się nie odzywało, pomijając fakt, że nawet się sobie nie przedstawiliśmy. 
-Należysz do sztabu szkoleniowego?-zapytał w końcu, przestraszyłam się trochę, bo zrobił to tak niespodziewanie. Spojrzałam na niego jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. 
-Nie.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-To jaką rolę pełnisz, jeśli mogę się spytać.
-Hmm..można powiedzieć, że jestem wsparciem duchowym.-uśmiechnął się ironicznie, rozmawia ze mną, a nawet na mnie ani razu nie spojrzał. 
-Czyli jesteś dziewczyną któregoś z nich.-wskazał na grającego Maćka i Janka.
-Nie jestem dziewczyną żadnego ze skoczków.-nareszcie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem, wyczytałam w jego oczach zdziwienie. 
-To kim jesteś w takim razie?
-Jestem...-tu zawiesiłam głos, nie byłam pewna czy mu powiedzieć kim tak na prawdę jestem.
-Jeśli nie chcesz to nie mów.-przerwał mi.
-Jestem..siostrą Kamila.-był bardzo zdumiony.
-Stocha?-chciał się upewnić.
-Tak.-rzekłam wypuszczając głośno powietrze. Czułam, że od Michaela bije tak pozytywna energia. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że mnie nie lubi. Laura przecież nie każdy musi cię lubić.
-Nigdy na żadnym konkursie cię nie widziałem, nawet na olimpiadzie. 
-Czyli masz wzrok dobry, bo od dwóch lat przestałam jeździć na konkursy.-dlaczego się tak przed nim otworzyłam nie wiem. Przecież mogłam skłamać, że byłam tylko po prostu mnie nie zauważył. Może dlatego, bo czułam, że jest godny zaufania. 
-A to dlaczego? Pokłóciłaś się czy raczej boisz się jak skacze.
-Nic z tych rzeczy. Miałam powody osobiste.-mówiąc to próbowałam wymusić uśmiech, ale chyba za bardzo mi się nie udało.
-Nadal je masz.-popatrzył mi prosto w oczy, ciary aż mnie przeszły ma taki przeszywający wzrok.
-Próbuje z nimi walczyć.
-Marnie ci idzie, boisz się czegoś widać to na pierwszy rzut oka.
-No to nieźle mnie prześwietliłeś.-chciałam jak najszybciej skończyć ten temat. Skoczek chyba to wyczuł, bo sam sprowadził rozmowę na inne tory.
-Zawsze jesteś taka blada jak ściana?-no interesujący temat do rozmowy wybrał, co oni się tak uczepili tak tej bladości.
-Nie, tylko w zimę.-uśmiechnął się na moją odpowiedz.
-Niby słowianka, a rumieńców na twarzy nie ma. 
-Nie każda słowianka musi mieć rumieńce na twarzy. -cały czas uśmiechał się do mnie ironicznie, no cholera o co mu chodzi. 
-Dla każdego jesteś taka oschła, czy tylko mnie traktujesz na specjalnych warunkach?-zapytał. Przecież on też jest oschły więc czemu ma pretensje do mnie. 
-Rozmawiam z tobą dokładnie tak jak ty ze mną, więc nie wiem o co ci chodzi.- tylko powiększył mu się ten ironiczny uśmieszek na twarzy. 
-Zarzucasz mi oschłość?
-Tak.-odpowiedziałam pewnie, a on pokręcił  głową z tym samym uśmieszkiem, który miał chwile temu. 
-Nie jest ci zimno?-zapytał już całkiem innym tonem niż chwile temu, miłym tonem.
-Da się wytrzymać.-odpowiedziałam, ale nadal byłam oschła. Znowu pokręcił głową, czemu on mnie tak irytował.
-Ja idę do hotelu idziesz ze mną czy masz zamiar dalej marznąć.-teraz powrócił znowu ten sam ton, którym mówił do mnie przedtem, ale co ja mam się dziwić ma być dla mnie miły skoro ja jestem niemiła? Fakt zaczynały mi już zamarzać palce u stóp. 
-Idę, idę.-powiedziałam szczerząc się, na co on nie był mi dłużny. Szerze to ma taki uśmiech, że się kolana uginają. Ewa miała racje jest kilu przystojnych skoczków. Szliśmy w całkowitej ciszy, ja miałam spuszczoną głowę, a on wręcz przeciwnie.
-Powiesz coś w końcu?-zapytał po kilu minutach milczenia.
-Nie.-natychmiast odpowiedziałam posyłając mu łobuzerski uśmiech.
-Tak? To zaraz się zrobisz rozmowna.-nie do końca zrozumiałam o co mu chodzi, ale gdy złapał mnie w pasie i niósł mnie w stronę wielkiej zaspy od razu się połapała.
-Postaw mnie na zimie! Ogłuchłeś!-darłam się na niego, ale nie miało to żadnych skutków.
-Nie chciałaś ze mną rozmawiać, to teraz masz karę.-rzekł pewny siebie. Tak też bym była pewna, jakbym była taki rozmiarów jak on, a ja mam tylko niecałe metr sześćdziesiąt. 
-No proszę postaw mnie.-spróbowałam go wziąć na litość, ale nic nie pomagało. Skoro ja mam być mokra to on niech też będzie. W jednej chwili złapałam z całej siły rękoma za jego szyje. Tylko się roześmiał i po chwil leżeliśmy w ogromnej zaspie. 
-Myślałaś, że skoczek narciarski boi się śniegu?-drwił sobie ze mnie.
-Miałam taką nadzieje.-rzekłam kipiąc ze złości. Wygramoliłam się spod niego i otrzepałam ze śniegu. Ruszyłam szybkim krokiem do hotelu, oczywiście ten dureń musiał mnie dogonić.
-Jesteś na mnie zła?-zapytał, to był już szczyt wszystkiego.
-Nie, nie jestem na ciebie zła.-oznajmiłam milutkim głosem-Jestem na ciebie wściekła, idioto!-po chwil dodałam. Chyba nie takiej reakcji się spodziewała, bo na jego twarzy malowało się zdziwienie. 
-Przepraszam.
-Odczep się ode mnie.-powiedziałam, złość we mnie narastała. Gdy weszliśmy do hotelu, a on nadal się za mną wlekł. Nagle pociągnął mnie za nadgarstek, przystanęłam. Spojrzałam na niego z furią w oczach.
-Czemu jesteś tak drętwa?-zadał pytanie. 
-Nie jestem drętwa, a zresztą dlaczego mnie oceniasz. Nie wiesz nic na mój temat , nawet jak mam na imię.-wcale nie jestem drętwa, a przynajmniej tak mi się wydaje nikt mi tego nigdy nie powiedziała.
-Michael.-wyciągnął do mnie rękę, chyba zrobiło się mu głupio.
-Laura.-odwzajemniłam uścisk dłoni. 
-To prawda, nie powinienem cię oceniać, ale zluzuj trochę jesteś młoda więcej uśmiechu i zabawy, dobrze ci zrobi.-miał stu procentową rację, nigdy nie miałam czasu na zabawę, zawszę na pierwszym miejscu stawiałam trening, może trzeba to zmienić chociaż na chwile. 
-Może i przydałoby mi się trochę zabawy, ale na pewno nie takiej jaką ty mi zafundowałeś.-na moje słowa uśmiechnął się łobuzersko. 
-Nie przesadzaj to tylko śnieg z cukru nie jesteś.-chciałam mu odpowiedzieć ''a co próbowałeś'', ale stwierdziłam, że byłoby to dziwne i mógłby sobie o mnie źle pomyśleć, jak już nie myśli o mnie źle.
-Wybaczysz mi, Laura?-chciało mi się śmiać, włożył tle trudności żeby poprawnie wypowiedzieć moje imię, przecież nie powinno wymówienie jego sprawiać im problemu.

-Powiedzmy, że tak.
-Uuuuu kamień spadł mi z serca.-powiedział teatralnie. 
-Mhm-posłałam mu sztuczny uśmiech. 
-Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Jeśli wygram to będziesz ze mną świętować i chłopakami?-on mnie rozwala.
-Przecież Kamil wygra, ty jedynie możesz być drugi.
-No zobaczymy, a nawet jeśli będę drugi też będę świętować.-puścił mi oczko.
-Hmm....będę z wami świętować jeśli wygrasz inna opcja nie wchodzi.-przypomniałam sobie, że Michi jest królem trzecich miejsc więc jest duże prawdopodobieństwo, że i tym razem nie wygra chociaż jest w dobrej formie.
-No dobra, tylko trzymaj kciuki przy moim skoku to na pewno wygra.-widziałam w jego wyrazie twarzy, że ta opcja mu mniej się podoba i bardzo dobrze. 
-Oczywiście będę zaciskała najmocniej jak tylko będę mogła.-będę zaciskała kciuki żebyś tylko nie wygra, pomyślała.
-Z takim dopingiem to murowana wygrana.-pokiwałam głową 
-Ja już muszę lecieć, pa.-powiedziałam ruszając szybkim krokiem w stronę mojego pokoju. Usłyszałam jeszcze z oddali ''Cześć!''.
Michael jest nie możliwy raz nie miły, raz oschły, innym razem ciepły. Cały czas mu się zmienia humor, jak kobiecie w ciąży. Najlepsza w tym wszystkim jest jego kamienna twarz, która bardzo rzadko wyraża jakiekolwiek uczucia, intryguje mnie i to bardzo, nawet gdy jest dla mnie nie miły, nie wiem dlaczego, ale pragnę go poznać. Nie rozumiem dlaczego nie chce się z nim spotkać po konkursie w sumie to z nimi, bo powiedział że z kolegami. Wolę chyba świętować z Kamile, przecież ten konkurs jest dla niego bardzo ważny, nawet jeśli zajmie miejsce w trzeciej dziesiątce to i tak będę z niego dumna.Ten pacan  stwierdził, że jestem drętwa. Może czasem mi się zdarza, ale chyba nie jestem taka na co dzień.
Weszłam do pokoju od razu położyłam się na łóżku. Gdy zamknęłam powieki od razu pojawiał się ten łobuzerski uśmiech Michaela. Czemu nie chciał mi wyjść z głowy. Nareszcie po jakiś kilkudziesięciu minutach zasnęłam.
Po raz trzeci ze snu wyrwało mnie pukanie drzwi, ręce mi opadały. Kto tym razem śmiem mi zakłócać sen. 



___________________________
 HEJOOO! I mamy pierwszy rozdział jest bardzo krótki i  trochę się w nim dzieje. Miał być całkiem innym, już wczoraj go miałam opublikować, ale mądra ja skasowałam przez przypadek calutki rozdział i musiałam go pisać od nowa, fajnie prawda. Nie podoba mi się wcale...
Proszę was o obiektywną opinie, jeśli widzicie jakieś błędy to piszcie, a wiem że jest ich od groma. Postaram się następnym razem poprawić te błędy.
Widzieliście reklamę Maćka Kota, jak nie to obejrzyjcie link. Przez cały dzień się z tego śmiałam, ''WIEM CO DOBRE DLA KOTA''.
Buziole, pozdrawiam! <3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ 



środa, 4 lutego 2015

PROLOG

Obdarzona niezwykłym talentem lekkoatletka, siostra dwukrotnego mistrza olimpijskiego. W domu sielanka wszyscy obdarzają się miłością. Każdy pewnie sobie zdaje pytanie, co ta dziewczyna może wiedzieć o życiu, prawdziwych problemach? A jednak, nie jest u niej  tak kolorowo jakby się wydawało. Cały czas porównywana do brata, wszyscy oczekują kiedy to ona w końcu zdobędzie jakikolwiek medal. Gdziekolwiek się nie pojawi są kierowane w jej stronę komentarze typu ''To jest siostra Kamila Stocha'', w prost nienawidzi tego. Nie może zachowywać się jak normalna nastolatka w jej wieku, nie może sobie pozwolić na imprezę ze znajomymi, nie może sobie pozwolić na wypicie piwa czy innego alkoholu, bo przecież to wszystko odbije się na jej karierze, na jej obecnej dyspozycji. Nawet z chłopakami na randki się nie może umawiać, bo trener cały czas powtarza, że zawróci jej w głowie, że przez niego będzie opuszczała treningi, że nie będzie myśleć o kolejnych zawodach tylko o swoim amancie. Z bratem jej relacje są fantastyczne jest dla niej jak najlepszy przyjaciel, on nigdy nie pyta się o jej wyniki, bo dobrze wie jak ją to denerwuje. Nie to że nie interesuje się jej sukcesami, ale po prostu nie naciska na nią, wychodzi z założenia ''Jak chce to sama powie''. Laura, bo tak ma na imię owa dziewczyna, nie lubi jeździć na konkursy skoków narciarskich, powodem tego są te wszystkie ciekawskie spojrzenia kibiców. Regularnie pokazywała się na konkursach, gdy jeszcze jej brat nie odnosił większych sukcesów, a teraz to nawet Zakopanem jej nie ma. Wielokrotnie Kamil ją namawiał, ale ona była nieugięta aż do teraz. Przyczyną nagłej zmiany decyzji jest kontuzja skoczka, z którą boryka się od początku sezonu. Laura ma mu towarzyszyć przez cały Turniej Czterech Skoczni, a jeżeli będzie to potrzebne to nawet do końca sezonu. Ma duże obawy co do tych konkursów, ponieważ będzie spędzać ze skoczkami dwadzieścia cztery godziny na dobę i to nie tylko z polskimi skoczkami. Czy jej obawy są słuszne?

___________________
Witam wszystkich! A więc jest prolog, jakoś nie przypadł mi do gustu szczególnie. Można powiedzieć że jest to moja pierwsze opowiadanie. Przyjmuje z uznaniem krytykę więc jeśli Wam się coś nie podoba, to bardzo proszę napiszcie to, następnym razem postaram się to naprawić. Mam jeszcze jedną prośbę jeżeli czyta ktoś te moje wypociny, to błagam komentujcie (taki zwykły komentarz daje niesamowitego kopa do dalszego pisania, naprawdę!) Na razie nie zdradzę który ze skoczków może namieszać, bo ja tego sama nie wiem. Mam pomysł może wy napiszcie którego ze skoczków byście chcieli. Dobra, kończę bo za bardzo się rozpisałam.... Do usłyszenia, przesyłam uściski!!!


CZYTASZ -KOMENTUJ